RE: [RolePlay] Magic World 2
Dwóch Aurorów zauważyło kroczącego korytarzem Ministerstwa Rufusa.
- Aurorze! Witaj! Czy dostałeś list od Królowej? W Królewskim zamku właśnie rozpoczyna się przedwojenne zebranie... Musimy uratować Krainę! - Krzyknął do niego.
=========
Isabella spojrzała na Harkona.
- Bracie... Dostałam zaproszenie od Cecilii na zebranie przedwojenne... - Powiedziała do Harkona.
- Nie chcę, żeby coś Ci się stało... - Powiedziała nagle i pogładziła go po ramieniu.
- Ale doszły mnie słuchy, że na to zebranie zwołała wszystkich... - Dodała. Nie wiedziała czy ma tam iść, czy już teraz pozostać przy Harkonie... A może wrócić do niego po zebraniu... Znów miała dużo myśli w głowie.
- Zapewne już wiesz o tym, że Babka zabiła 40 lat temu Ministra Magii - Freda... Udało jej się to perfekcyjnie przed wszystkimi ukryć... - Powiedziała.
===========
Królowa Cecilia siedziała na krześle jeszcze dłuższą chwilę... Śmierć córki był przepotężnym ciosem... Zamartwiała się.
Po czasie jednak, wzięła się w garść... Wiedziała, że teraz to Ona musi dać wszystkim nadzieję, Ona musi pokazać odwagę, Ona musi poprowadzić armie... Nie może się załamać... Nie może się ugiąć. Czas na żałobę po córce będzie miała po wygranej wojnie, gdy już wszyscy padną jej do stóp...
Wstała z krzesła.
- Wnuczko... Weź się w garść... Będziemy miały dużo czasu na żałobę... Gdy tylko wygramy tę wojnę. - Powiedziała do Nurbanu.
- A teraz... Przyjmuj ostatnich gości. - Powiedziała Cecilia.
- Zaraz zaczynamy. - Dodała, a następnie ruszyła w kierunku swojej komnaty... Jej suknia wojenna i królewska Korona już tam czekają... Królowa weszła do komnaty, a następnie przez kilka minut przygotowała się... Otarła łzy z oczu, poprawiła włosy, makijaż... Chciała wyglądać pięknie jak zawsze, gdyż wtedy czuła się najlepiej.
Po chwili przygotowań, założyła na siebie swoją Wojenną Suknię przygotowaną przez Mauricio Pellavenciniego i Arcymistrza Kowalstwa... Następnie na palec w lewej dłoni włożyła swój Królewski pierścień - najcenniejszy diament w Krainie, na palec w prawej natomiast... Pierścień, którego od lat nie zakładała... Pierścień, który od lat był zamknięty w szkatułce na klucz... Pierścień, który był pięknym, dużym czerwonym rubinem otoczonym małymi diamencikami... Był to prezent od Wielkiego Lorda Carrabotha.. Gdy włożyła go na palec, poczuła ogromny napływ energii, siły i odwagi... Czuła ogrom emocji, które dawały jej moc.
Po przygotowaniu się, Cecilia wyszła na swój balkon, z którego miała widok na całą Krainę... Spoglądała na Krainę w ciszy i milczeniu... Myślała właśnie nad całym swoim życiem... Łzy znów napłynęły jej do oczu, właśnie straciła córkę... Było jej bardzo ciężko... Mimo to, musiała być teraz najsilniejsza... Szybko pozbyła się łez...
Zemsta Królowej Anny właśnie dopłynęła na wody stolicy...
Sabrina spojrzała na stolicę w oddali, a następnie na Kapitana...
- Port jest zmasakrowany... Jest w naprawie, nic nie ma tam dostępu. Najlepiej w ogóle do niego nie wpływajmy. - Powiedziała Sabrina.
Kapitan Barbarossa spojrzał przez lunetę... Faktycznie - port nie był zdatny do jakiegokolwiek użytku.
- Dobrze... Omówię to również z Vrethamem. Okręty będą z dala od portu, na wodzie... To może być dobre posunięcie, jeśli... Ktoś... Miałby uciekać. - Powiedział.
Sabrina nieco się zdziwiła.
- Sabrino... Trzeba brać pod uwagę wszystkie scenariusze. - Powiedział Barbarossa.
W tym samym momencie podszedł do nich Vincent.
- Wyruszam... Do Cecilii. - Rzekł.
Barbarossa uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu.
- Znowu musimy pomóc naszej Królowej, Vincencie. - Powiedział, opierając ręce o barierkę statku.
Vincent kiwał głową w zamyśleniu. Przez te 30 lat wspólnej żeglugi stali się najlepszymi kompanami i przyjaciółmi.
- Vincencie... Wydaje mi się, że będzie to mój ostatni bój. Poświęcę życie za Królową. - powiedział Kapitan.
- Nie zginiesz, przyjacielu. Nie, dopóki nasza wspaniała Zemsta pływa. - Odparł Vincent.
- Ruszam... - Dodał po chwili.
- Tak... Czekałeś na to tyle lat, ruszaj Vincencie... Za chwilę spotkamy się na Zebraniu. - Powiedział Barbarossa.
Vincent kiwnął głową i deportował się do zamku Królewskiego...
Pojawił się na jednym z korytarzy. Natychmiast dostrzegło go dwóch Strażników.
- Ktoś Ty?! - Krzyknęli i wycelowali w niego.
- Do Królowej Cecilii! Natychmiast! - Krzyknął Vincent.
Strażnicy chwycili go i zaczęli prowadzić do komnaty Królowej...
Po chwili, dotarli do drzwi... Jeden ze Strażników zapukał, a następnie otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Królowo. - Ukłonił się, widząc stojącą Cecilię na środku komnaty.
- Mów. - Powiedziała.
- Jakiś mężczyzna do Ciebie. Mówi, że jest twoim najlepszym przyjacielem, a na imię mu... Vincent... - Powiedział.
Cecilia otworzyła szeroko oczy... Zerwała się... Upuściła pudełeczko, które trzymała w ręce... Zamarła.
- Vincent?! - Spytała.
Strażnik kiwnął głową.
- Natychmiast go wpuść! Ale już! - Krzyknęła. Była w ogromnym szoku... Nie wierzyła... Czyżby... Jej Vincent?
Strażnik ukłonił się, a następnie otworzył drzwi... Do komnaty wszedł Vincent, a za nim dwóch Strażników.
Vincent zauważył Cecilię... Nadal była najpiękniejszą kobietą... Był tak bardzo uradowany, że po tylu latach ponownie ją widzi...
- Cecilio. Moja Cecilio! - Krzyknął radośnie... Uśmiechnął się do niej.
Cecilia zaniemówiła... Otworzyła buzię, nie mogła w to uwierzyć.
To był jej Vincent? Vincent, który zamknięty był w ciemnej komnacie i tylko Ona go odwiedzała? Vincent, który po wskrzeszeniu stał się zgarbioną, parszywą i okropną Istotą?
Vincent, który ubierał się w czarne, zapaskudzone szaty, aby ukryć swoją chorobę?
Zawsze był łysy, miał kaptur na głowie i zeza... A teraz? Teraz był przystojnym, bogato ubranym mężczyzną, który właśnie stał przed nią.
Nie wierzyła... Czuła ogrom emocji... Czuła szczęście... Czuła ogromną, ogromną radość...
-Vincent... Czy to Ty? Nie wierzę! - Krzyknęła... Lzy, tym razem szczęścia napłynęły jej do oczu.
- Czyżbyś był moim Vincentem?! - Krzyknęła ponownie.
Vincent uśmiechnął się do niej...
- To ja... Vincent, który 30 lat temu dołączył do załogi Zemsty Królowej Anny. Ten, który zawdzięcza Ci swoje życie. - Rzekł.
Cecilia natychmiast do niego podbiegła i przytuliła się do niego...
- Ale... Jak?! - Spytała.
Cecilia chwyciła w dłonie jego twarz...
- Jak... Jak to możliwe? Jakim cudem?! - Pytała.
Vincent uśmiechnął się... Widok jej pięknych oczu był niczym upragnione ukojenie, po długoletniej tułaczce...
- To wszytko dzięki Kapitanowi Barbarossie... - Rzekł.
Cecilia spojrzała na stojących w drzwiach Strażników.
- Wyjdźcie! - Krzyknęła... Strażnicy to uczynili i zamknęli za sobą drzwi od jej komnaty.
- Siadaj... Vincencie! Opowiedz mi wszystko! - Powiedziała Cecilia i usiadła na krześle... Vincent usiadł naprzeciwko jej.
Vincent cały czas uśmiechał się do niej...
- Długo by opowiadać... A podobno zależy nam na czasie. - Rzekł.
- Powiedz, moja piękna Cecilio... Czyżby ktoś znów Ci groził? - Spytał Vincent, uśmiechając się do Cecilii.
- Obronię Cię. - Dodał natychmiast.
- Grożą mi... Chcą zniszczyć Krainę... Ale nie pozwolę im na to. - Odparła.
- Nie pozwolimy im nawet Cię tknąć... - Rzekł Vincent.
- Opowiedz wszystko, Vincencie! O wojnie porozmawiamy zaraz, na zebraniu! - Powiedziała.
Vincent zaśmiał się lekko, tak bardzo się cieszył...
- Cecilio... Przez te 30 lat poznałem tak wielu wspaniałych ludzi... Zwiedziłem tyle przepięknych miejsc...
Po chwili, zaczął grzebać w kieszeni...
- Mam dla Ciebie prezent... - Rzekł, a następnie wyjął przepiękny złoty naszyjniczek... Uniósł go w powietrze.
- Przepiękny... Dziękuję Ci, Vincencie. - Powiedziała.
- Mogę? - Spytał.
- Oczywiście. - Odparła. Vincent wstał, a następnie odgarnął włosy i założył naszyjnik na szyi Cecilii... Był przepiękny.
Zasiadł ponownie naprzeciwko jej.
Cecilia chwyciła palcami naszyjnik, a następnie spojrzała w oczy Vincent'a.
- Wypłynąłem wraz z Barbarossą... 30 lat temu... Przez cały ten czas, Kapitan zgłębiał tajniki mojej choroby, tak jak prosiłaś... Cały czas pływaliśmy, wojowaliśmy, zdobywaliśmy kosztowności... Poznawaliśmy nowe kultury. - Opowiadał.
- Przeżyliśmy ogrom przygód... Nigdy nie zapomnę tej wspaniałej wyprawy. Nauczyłem się wszystkiego... Kapitan Babarossa zrobił ze mnie wybitnego człowieka, za co będę mu wdzięczny do końca życia. - Mówił.
- Jestem wdzięczny również Tobie... Że 30 lat temu pozostawiłaś mnie pod skrzydłem tak wybitnej persony, mimo że dla nas wszystkich było to trudne... - Mówił Vincent.
- Przez ten długi czas... Udało nam się całkowicie uleczyć moją chorobę... Udało nam się całkowicie usunąć moją szpetność, garba... Odkryliśmy, że jestem potężny Magicznie... I teraz jestem właśnie taki... I siedzę tutaj, przed Tobą. - Powiedział.
- I nie pozwolę, by cokolwiek Ci się teraz stało. - Dopowiedział.
Cecilia była tak bardzo szczęśliwa... Zapomniała o wszystkich troskach... Była tylko nieopisana radość.
- Vincent, mój wybawco! - Krzyknęła i ponownie przytuliła mocno mężczyznę, ten również ją przytulił.
- Wyglądasz wspaniale... - Powiedziała po chwili. Przyglądała mu się...
- Vincent... Pamiętasz nasze wszystkie przygody? Pamiętasz, jak wiele razy ratowałeś mnie? - Spytała.
- Tak... I tym razem znów Cię uratuje, Cecilio... Ty również wiele razy mnie ratowałaś. - Odpowiedział.
Po chwili jednak spoważniał... Wstał.
Cecilia też spoważniała.
- Wróg... Jest bardzo silny... Walka z nimi będzie trudna. - Powiedziała.
Vincent westchnął.
- Jesteśmy od nich znacznie potężniejsi... Ale jest jeszcze jedna kwestia, najważniejsza... - Mówił Vincent.
- Jaka? - Spytała Królowa.
- Ja... Jestem Twoim Horkruksem, Cecilio... Również i to odkryliśmy podczas naszej wyprawy... Powiedział szybko.
Cecilia ponownie zaniemówiła... Otworzyła szeroko oczy...
- Hor... Horkruksem? - Powiedziała... Nie wierzyła.
- Owszem... Którego stworzyłaś już dawno temu. - Odparł.
- Ale... Jak to?! - Spytała Cecilia, wstała...
Ta informacja bardzo ją ucieszyła... Jednak, po chwili zdała sobie sprawę...
- Ale... Vincencie... Jeżeli ktokolwiek się o tym dowie... Jakimś cudem... Będą chcieli Cię zabić, za wszelką cenę... - Powiedziała, posmutniała.
Vincent podszedł do niej, chwycił jej dłonie.
- Nie zamartwiaj się, piękna Cecilio... - Rzekł.
- Nasze wojska są potężne, sforsujemy siły wroga... Nic się Tobie nie stanie. - Powiedział.
- Ale... Tobie! Nie chcę Cię stracić... Nie teraz, gdy już Cię odzyskałam... Po tylu latach. - Odparła.
- O mnie się nie martw... Poradzę sobie, jestem zaprawiony w boju... Nie mam sobie równych. - Odpowiedział, nadal trzymali się za dłonie.
Vincent spojrzał na suknię Królowej...
- Piękna suknia... - Rzekł.
- Wojenna... Z najlepszych materiałów... Ochroni mnie przed orężem i zaklęciami... - Odparła.
- Wspaniale... Dobry krok, Cecilio. - Odparł, a następnie zauważył Koronę Cecilii lezącą na półeczce... Królowa zdjęła ją przed chwilą, gdy Vincent wszedł do komnaty.
- Musimy ruszać na Zebranie... A potem obronić Krainę. - Powiedział, a następnie chwycił przepiękną koronę... Po chwili, włożył ją na głowę Cecilii.
- Nic nie stanie się Tobie... Nic nie stanie się Twojej rodzinie. - Powiedział, patrząc jej głęboko w oczy...
- Jesteś piękną i potężną Królową... Cecilią Carraboth. - Dodał.
Cecilia patrzyła mu prosto w oczy... Po chwili, jej usta zbliżyły się do ust Vincenta... Pocałowali się, pocałunek trwał kilka sekund... Od zawsze łączyły ich ogromne, piękne emocje... Wspaniała relacja... Cecilia odwróciła się do szafki i chwyciła swoją Różdżkę...
- Ruszajmy na zebranie... - Powiedziała... Opuścili komnatę Królowej.
Tymczasem, Flota z Pont Vanis wpłynęła na wody stolicy... Byli jeszcze daleko, daleko, ale Vretham mógł deportować się już na Zebranie i tak uczynił... Flota miała pozostać na wodzie, w oczekiwaniu na rozkazy... Tak też uczyniono... Statki zatrzymały się na wodzie.
W Sali tronowej w zamku Królewskim byli już wszyscy... Oprócz Isabelli, Rufusa, Azuli, Tempusa, Jonathana, Agreggora i Tempusa...
Wszyscy zasiadali przy ogromnym stole, a właśnie teraz do sali weszła Cecilia w towarzystwie Vincenta... Usłyszeli głośne dyskusje, ponieważ na swoich miejscach zasiedli już wszyscy...
Gdy Królowa weszła do sali w towarzystwie Vincent'a, zapanowała cisza... Wszyscy byli pod ogromnym wrażeniem towarzysza Królowej, a także wyglądu samej Cecilii... Jej suknia robiła ogromne wrażenie.
Cecilia zasiadła na swoim pięknym złotym tronie, na głównym miejscu, tuż obok niej zasiadł Vincent, obok Cecilii siedziała również Nurbanu.
Przy stole zasiedli już kolejno:
Nurbanu Carraboth Bal,
Henryk i Alan - Bracia Łucznicy,
Regis Rohellec,
Sabrina Spellman,
Vincent,
Kapitan Barbarossa,
Vretham Karsos,
Charlotte de Berry,
Eleanor,
Bill i Alastor - Opiekunowie Smoków,
Milton i Charles - Generałowie Gwardzistów,
Dyrektor Hogwartu - Neville Longbottome,
Artur Winchester,
Dyrektor Banku Gringotta,
Władca Goblinów,
Naczelny Dementorów.
Cecilia spojrzała po kolei na wszystkich swoich sojuszników... Była pod wrażeniem.
- Witajcie... Witam Was wszystkich... Dziękuję Wam, że przybyliście... Dziękuję za Wasze potężne wsparcie... Wspólnie pokonamy wroga i obronimy Krainę. - Powiedziała, tym samym rozpoczynając przedwojenne Zebranie...
☠ Hi there my dear! Turn back! Turn back... ☠
♛♛♛
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-March-2021 02:44:53 przez DevilxShadow.)
|