Rozdział 5 — Wola Króla
W koszarach nagle pojawiło się znacznie więcej ludzi, niż wcześniej. Wszyscy patrzyli na sprowadzonych tam przez Gosię, Amona i WojteksyQ dawnych oficerów Królestwa MineSerwer.
— SkyLife...
— Ancoron. Ty nie miałeś czasem patrolować tego zamku?
— To jest... tak! Robiłem swoje, to co tylko mogłem! Jednak zważywszy na sytuację w Królestwie postanowiłem, że będę musiał się ponownie temu miejscu przysłużyć. Poszedłem do koszar, prosiłem Gosię, aby ponownie przyjęła mnie na służbę. Dopiero po bardzo długim naleganiu, udało mi się ją przekonać!
Gosia uderzyła się dłonią w głowę.
— Co to za brednie? Przecież to było...
— To było dokładnie tak! Tylko zapomniałem wspomnieć, że jej postawa była doskonała! Nie powinno się przecież przyjmować dezerterów. Ale jak widać, mój urok osobisty wystarczył. — przerwał jej Ancoron.
— Dobrze, już dobrze. Wystarczy tego dobrego. Sprawa z królestwem jest oczywiście bardzo ważna, ale mi zależy jeszcze na jednym — Creepci.
— Co z nią?
— Porwali ją... ją i Quirella. Po inicjałach od razu rozpoznałem: Arih, Tesasz i Gold! To musieli być oni!
— W takim razie mamy nie jeden, a dwa problemy.
Do rozmowy wtrącił się Amon.
— Panowie! A my was czasem nie zwerbowaliśmy po to, byście się królestwu przysłużyli? Później załatwicie swoje sprawy osobiste.
Ancoron przez chwilę się zastanowił, po czym powiedział:
— Zróbmy to tak. Ja zapytam króla, co możemy dla niego zrobić. Ty w tym czasie dowiedz się czegoś więcej na temat zaginionych. Jeżeli dobrze pójdzie, to upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu!
SkyLife został w towarzystwie Gosi, reszta osób zaś poszła do króla. WojteksyQ i Amon zostawili Ancorona przed samym wejściem.
Złodziej otworzył wielkie wrota do ratusza. Pewnym krokiem podszedł do króla, lekko mu się ukłonił i ściągnął swój marynarski kapelusz, wykonując nim serdeczny wymach.
— Królu.
— Ty... gdzieś ty był, gdy ciebie królestwo potrzebowało?
— Ja? Cały czas byłem przy tobie.... duchem! A ciałem patrolowałem cały zamek! Sam zgłosiłem się dzisiaj, a by powrócić do tej roboty, i pomóc przy zbliżającym się zagrożeniu.
— Tak więc wiesz jak wygląda sytuacja?
— Oczywiście, że wiem!
Król niemrawo popatrzył na dawnego dowódce strzelców.
— Czyli wiesz jakie niebezpieczeństwo czeka nas ze strony zbuntowanych gwardzistów?
— Tak, tak! Oni zawsze byli tymi gorszego sortu. Ale nie martw się królu, ja zaradzę każdemu buntowi! Nikt mi się nie oprze!
Król zaśmiał się donośnie.
— Ty... kompletnie nie znasz tej sytuacji! Ale może to i lepiej, przynajmniej teraz mam pewność, że to na pewno jesteś ty! Nie chodzi o żadnych gwardzistów. Problem jest o wiele większy. Nad nami wiszą czarne chmury wojny. Wojny, z której zwycięsko wyjdzie tylko jedna osoba: Ja albo Kalis.
— A więc mieliście sprzeczkę?
— Sprzeczkę? Wielki Książe zrezygnował z pokoju, zrezygnował z Unii! W dodatku wypowiedział mi wojnę! A jakby tego wszystkiego było mało, MineCraftowo i RoyalCraft również się od nas odwróciły. Nie mamy już sojuszników.
— MineCraftowo, RoyalCraft... a co z cytadelą McSurvi?
— Ciebie tutaj naprawdę dawno nie było. McSurvi przyjęło statut neutralności. Dawna twierdza stała się teraz domem dla najemników. — odpowiedział król.
— Skoro to najemnicy, to może da się ich zwerbować?
— Jeśli nie chcieli słuchać mnie, to ciekawe, czy ciebie wysłuchają. Raczej małe są na to szanse, ale innego wyjścia pewnie nie mamy. Dobrze więc! Idź, wyposaż się u kwatermistrza, weź ze sobą kilku gwardzistów. Jeżeli załatwisz tę sprawę, będziesz kąpał się w dukatach.
Ancoronowi oczy nagle zabłyszczały.
— Kąpał się w dukatach... jak cudownie to brzmi! — powiedział do siebie.
Strzelec wyszedł z ratusza. Przy wejściu już czekali na niego WojteksyQ i Amon.
— I jak? Co ci powiedział?
— Aaaa tam, nic wielkiego. Muszę iść, przekonać wszystkich najemników z McSurvi, aby się do nas przyłączyli.
— Nic wielkiego... — powiedział Amon
Ancoron odwrócił się w stronę dowódcy gwardii.
— Król kazał mi też zabrać ze sobą kilku gwardzistów.
— Skoro taka jest wola króla... weźmiemy dziesięciu. Tylu wystarczy.
— Weźmiemy?
— Chyba nie myślałeś, że puszczę cię od tak z moimi ludźmi?
Kiedy WojteksyQ zaczął zwoływać do siebie gwardzistów, złodziej udał się do kwatermistrza.
— IronHide!
— Zorro? Dawno cię tutaj nie widziałem! Gdzieś się podziewał?
— To teraz jest nieistotne. Król kazał mi się u ciebie zaopatrzyć. Ruszam po najemników!
— No, no, no. W takim razie życzę powodzenia.
Magazynier zaczął rozglądać się wokół siebie. Wszedł do kantoru, wytargał z niego manekina w zbroi.
— Pamiętasz może ten pancerz? Trochę ma lat, ale myślę, że i tak będziesz go chciał ze sobą zabrać. Czekał tutaj na nowego dowódce strzelców.... szkoda tylko, że taki urząd został już usunięty.
— Piękna zbroja... pamiętam, że dostałem ją jeszcze za czasu wspólnej władzy Kalisa i Szybkiego. To były czasy!
— Wiesz co, skoro była kiedyś twoja, weź ją sobie za darmo. Od tak, jako prezent. U mnie i tak by się tylko kurzyła.
Ancoron zabrał ze sobą pancerz. Była to skórzana zbroja, zdobiona gdzieniegdzie złotymi wstawkami. Na plechach znajdował się stary, poniszczony, szarego koloru płaszcz z kapturem i kołczan.
— Jeszcze jedno! — powiedział do kwatermistrza. — przechowasz mi ten kapelusz? Jest dla mnie... powiedzmy ważny.