RE: [Opowiadania] Niezwykła przygoda
EPIZOD SZÓSTY!
- A wsumie! - powiedział Coroil, zdjął strój i wrzucił w płomienie. - Będę wyglądać jak zwykle. Nie zamierzam nosić stroju tego zdrajcy.
Po chwili ciszy Ignis zapytał:
- To co robimy? Gdzie mamy się udać?
- Udamy się ponownie na planetę orków! - wykrzyczał Coroil. - Tylko musimy poczekać na magika.
Po tej krótkiej rozmowie pomogli innym gasić pożar i pomagać innym ludziom. Nikt już nie umarł przez pożar, który został już zgaszony. Po chwili Ignis wpadł na świetny pomysł:
- A może najpierw udamy się do siedziby orków na tej planecie?
- W sumie dobry pomysł. - odrzekł Destroy.
- Więc na co czekamy! Biegniemy! - wykrzyczał Coroil.
Biegli cały czas w stronę siedziby orków. Zapamiętali dokładnie gdzie się znajduje. Zauważyli tam armię orków, która po chwili zaczęła iść w stronę miasta. Na przodzie szedł Azog wraz ze zdrajcą KeyLeyem. Przyjaciele postanowili uciekać do miasta i każdego ostrzec. Gdy wrócili do miasta wykrzyczeli do każdego i wbiegali do domów:
- UCIEKAJCIE! AZOG Z ARMIĄ ORKÓW SĄ NIEDALEKO! PODEJRZEWAM, ŻE MACIE JAKIEś 10 MINUT! WEŹCIE NAJCENNIEJSZE RZECZY I UCIEKAJCIE!
Każdy jak najszybciej się spakował i uciekał do najbliższego miasta. Niektórzy się nie wyrobili i pakowali się dłużej, a słychać było już dźwięk orkowego rogu. Coroil krzyknął do wojska i przyjaciół:
- Chodźmy! Utrzymamy ich jak najdłużej poza bramami miasta, a gdy każdy obywatel ucieknie, w tym mieście zrobi się piekło.
Ruszyli za nim. Stali przed murami, a mieszkańcy uciekali bramą z innej strony.
- Przygotujcie się! Łucznicy mogą strzelać. - powiedział Ignis.
Oni też mieli łuczników, ale na murach, a nie przed. Nagle z lasu wychodzi powoli armia orków. Nie biegła w ich stronę, a szła powoli i po chwili się zatrzymała.
- Kogo my tu mamy? Myślicie, że obronicie to miasto? - zapytał wątpliwie Azog.
- OGNIA!!! - wykrzyczał Coroil.
Łucznicy wystrzelili w stronę orków masę strzał. Kilku orków poginęło, reszta natomiast zasłoniła się swoimi tarczami. Azog oznajmił:
- Takim sposobem nas nie pokonasz.
Coroil nawet nie posłuchał Azoga i wykrzyczał ponownie:
- OGNIA!!!
Kolejna masa strzał poleciała w stronę orków, tym razem tylko Azog dostał w brzuch. Nie bolało go to, wyjął strzałę z brzucha i był bardzo zdenerwowany.
- Do ataku! - wykrzyczał Coroil.
Wszyscy żołnierze biegli w stronę orków, orkowie robili to samo. Walka była zawzięta. Ignis walczył z Azogiem. Po chwili wódz orków potknął się, przewrócił, a broń mu wypadła. Ignis trzymał miecz nad jego gardłem.
- Jak się dostać bez tego magika do waszej siedziby?! - zapytał się Ignis.
- NIE DA SIĘ!!! - wykrzyczał Azog, odepchnął Ignisa, wziął broń i walczył z nim dalej.
Tym razem Ignis nie mógł go pokonać. Chelsea postanowiła zająć się Azogiem, a Ignis miał walczyć z pozostałymi orkami.
- Ohh... Ty? Spodziewałem się innego wroga - powiedział z wątpieniem Azog.
Nic nie odpowiedziała na to Chelsea. Postanowiła zabić go, dlatego że zabił Dovahkiina. Była zdenerwowana i agresywna niż zawsze. Miała taką chęć zemsty. Po dwóch minutach walki Azogowi udało się nareszcie obezwładnić Chelsea. Upadła na ziemię bezbronna, a Azog powiedział:
- I co teraz? Nikt cię nie uratuje!
Podnosił swój miecz żeby zabić ją, aż tu nagle za nim pojawił się duch Dovahkiina. Znowu raziło w oczy. Wbił od tyłu nóż Azogowi w plecy i powiedział:
- Hmm... Jak to było? A! Szach mat Azog!
Po tym powiedzeniu wbił mu nóż głębiej w plecy. Zabił go i pomógł wstać Chelsea. Miała ochotę go pocałować, lecz rozpłynął się w powietrzu. Czuła się dziwnie, a zarazem szczęśliwie. Zabiła swojego największego wroga. Wróciła spokojnie walczyć dalej. Po całej walce wszystko było w porządku. Umarło tylko kilku żołnierzy. Każdy rozmyślał jak dostaną się do głównej siedziby orków oraz gdzie teraz może podziewać się KeyLey. Wrócili do miasta. Sprawdzili czy nie ma tam już żadnego obywatela. Po poszukiwaniach nikogo nie znaleźli, więc uznali że mogli się wynosić i przenieść się do innego miasta. Wzięli swoje prawie wszystkie rzeczy i wyruszyli. Po podróży zobaczyli miasto. Weszli tam, ale nie mieli gdzie się podziać. Było tam miło i spokojnie, myśleli że wieść o orkach tutaj nie dotarła. Nagle wpadli na pomysł, że może ich rodzice będą w tym mieście i zamieszkają razem z nimi. Po około godzinie odnaleźli swoje domy, tylko Coroil był zagubiony.
- Możesz zamieszkać razem ze mną. - oznajmiła przyjacielska Chelsea.
- To miłe z twojej strony. - odpowiedział Coroil. - ale nie. Będę spać w namiocie.
Chelsea postanowiła nie sprzeciwiać się Coroilowi i poszła do domu, ponieważ już zapadał zmrok. Coroil poszedł do jakiejś stodoły i rozłożył namiot. Położył się, ale nie zasypiał. KeyLey i jego ojciec to był dla niego cel życiowy. Bardzo chciał ich zabić, ale nie wiedział gdzie się znajdują. Po tym rozmyślaniu w końcu zasnął. Obudził się przed świtem, postanowił przejść się po mieście, zapoznać się. Chciał spotkać się z władcą miasta i powiedzieć mu o sytuacji orków.
|