EPIZOD 4 - PIERWSZE WALKI
Wojownicy, którzy zdecydowali podjąć walkę z potworami i uratować świat, musieli przejść bardzo ciężkie treningi. Powiedziałbym, że treningi te wymagały więcej, niż szkolenie na służby mundurowe. Poszczególni żołnierze musieli przechodzić różne testy. Jeremy Walcot musiał trenować szybkość i zwinność, aby był dobrym ninja. Chelsea musiała nauczyć się czarować i znać co do jednego zaklęcia. Volix Wspaniały ćwiczył jazdę konno i walkę mieczem. Kiro Kosmacz, który był obserwatorem treningów postanowił, że nie będzie stał jak słup i też postara się obronić swój kraj. Kupił od wojska funkcjonującego w Warszawie zbroję oraz broń, potrzebną mu do walki.
Treningi te trwały po kilka godzin dziennie. Każda grupa wojowników wynajęła mistrzów danej klasy, aby ci uczyli młodych obrońców. Byli to młodzieńcy bardzo sprawnie fizycznie i mądrzy psychicznie. Byli oni bardzo odważni i mieli wielki honor. Nikt z nich nie bał się ataku na świat przez potwory na tyle, aby poddać się i nie walczyć o Polskę a nawet i całą planetę.
- Teraz bierzemy głęboki wdech i wydech - powiedział bardzo spokojnie trener ninja, siedzący po turecku na ziemi.
Korneliuszowi Debovi nie podobała się ta lekcja. Pragnął walki i chciał poznać techniki, które pozwoliłyby mu pokonać wroga. Nie lubił lekcji odprężających, uważał bowiem, że były one bez sensu. Niechętnie wykonywał w takich sytuacjach poleceń mistrza, jednak nie łamał obietnicy, wykonywał mimo wszystko te rozkazy.
W pewnym momencie Kiro Kosmaczowi zadzwoniła komórka. Popatrzył kto dzwoni - był to nieznany numer. Wiedział jednak, że był on z Polski - zaczynał się cyframi "+48". Mężczyzna odebrał telefon i ku niekorzyści jego słuchu, usłyszał krzyk. Nie był on jednak całe szczęście głośny.
- Dodzwoniłam się do Pana Kiro?! - powiedział głos młodej kobiety.
- Tak, o co chodzi? - spytał niepewny mężczyzna.
- W nasz dom strzela jakaś podejrzana istota! Są to jakieś żółte kule! Prosimy o pomoc, moja mała córeczka już złamała nogę przez ogromne uderzenie tego pocisku!
- Dobrze, proszę podać adres!
- Ulica Franciszka pięćset dwadź...
W tym momencie zerwało połączenie. Niebo dziś było wypełnione czarnymi chmurami i lał deszcz.
- Nie wierzę... - mruknął Kiro Kosmacz. - Akurat teraz musiało zerwać...
Kiro schował telefon do kieszeni, obrócił się do uczniów i krzyknął:
- Kończymy lekcje, musimy powstrzymać potwora!
Każdy założył zbroję, szaty lub skafandry i wszyscy ruszyli w kierunku ulicy Franciszka.
Droga była okropna. Lał deszcz i było dość chłodno. Bohaterowie jednak nie poddawali się i nie robili przerw w biegu. Nawet ci najpowolniejsi z ciężkimi zbrojami nie zatrzymywali się na odpoczynek. Liczyło się tu życie ludzkie.
- Słuchajcie! - krzyknął głośno Kiro będąc na samym końcu z najcięższą zbroją. - Mamy numer pięćset dwadzieścia coś tam! Całe szczęście szybko znajdziemy, bo to tylko dziesięć numerów! Kto usłyszy krzyk lub potężne huki, krzyknąć, że to tam lub tam!
Bohaterowie wbiegli na ulicę Franciszka. Mijali kolejno numery: 512, 513, 514... Po chwili dotarli do numeru 520 i od razu usłyszeli dudnienie. Szybko znaleźli to miejsce - był to numer 526. Kiedy bohaterowie dotarli do domu, od razu zaczęli walkę. Kiro Kosmacz rozpoznał atakującego - był to upadły mag!
Wojownicy od razu przystąpili do walki. Jako pierwszy do walki przystąpił Korneliusz Debov. Mag strzelał w niego różnymi, kolorowymi pociskami. Mężczyzna jednak tego dobrze unikał. Był bardzo zwinny. W końcu, kiedy udało mu się podbiec do przeciwnika dostatecznie blisko, wziął zamach swym ostrzem i... Niestety nie udało się. Mag zebrał siły i wystrzelił ogromny, czerwony promień w kierunku ninja. Odleciał on na dziesięć metrów. Całe ciało go piekło.
Drugi do walki przystąpił Kiro Kosmacz. Był on powolny, ponieważ miał bardzo ciężką zbroję. Zbroja ta jednak pozwalała mu na dużą obronę przed atakami wroga. Mimo tego próbował unikać pocisków. Nieźle mu to nawet wychodziło. Był już bardzo blisko maga.
Wziął zamach swych łomem i... TRACH! Uderzył maga w głowę. Ten bezsilnie upadł na ziemię. Kiro Kosmacz, uradowany ze zwycięstwa, krzyknął:
- Możecie być już spokojni! Wasz dom ocalał!
Nie otrzymał jednak odpowiedzi.
Nagle stało się coś dziwnego. Mag podniósł się i wyszeptał:
- Nie dacie rady...
Wojownicy spojrzeli na maga.
- Nie dacie rady - powtórzył. - Mamy niezliczoną armię, a was jest tylko kilku...
- Jak ci na imię? - zapytał Kiro.
- Kalom, mów mi Kalom... Przykro mi, wasz świat będzie unicestwiony już za trzy miesiące... Przygotujcie się na zagładę...
Po czym mag wykonał delikatny gest ręką, po czym wyczarował pole siłowe dookoła siebie i odleciał w takiej żółtej "bańce".
Kiro Kosmacz pomyślał chwilę, jednak nie myślał długo - stało się coś strasznego. Na bohaterów padł ogromny cień. Spojrzeli oni w górę i umilkli. Nad ich głowami przelatywał smok. Leciał on w kierunku miasta!
- Boże święty! - krzyknął Kiro Kosmacz. - On leci w kierunku miasta! Szybko, za nim! Zestrzelcie go!
Bohaterowie pobiegli w stronę miasta, z którego było słychać krzyki...