Dawno, dawno temu w odległej galaktyce...
Część I
Przebudzenie
Okolice gazowego giganta Yavin. Jeszcze niedawno była tu zawieszona gigantyczna stacja bojowa, Gwiazda Śmierci która była gotowa do jednego strzału w bazę nic nie spodziewających się Rebeliantów na księżycu Yavin-IV... Niecne plany Imperium Galaktycznego pokrzyżowała Eskadra Czerwonych, która zaatakowała stację i dzięki temu, że jej właściciele zlekceważyli atak grupa zniszczyła całą superbroń.
Z nadświetlnej wyłonił się niszczyciel gwiezdny Victory-II. Kapitan statku przekonał się, że raport był prawdziwy- TA złowroga Gwiazda Śmierci budowana od ponad 20 lat wysadzona po jedynym ataku terrorystycznym... Miliony straconych ludzi, miliardy straconych pieniędzy.
Tymczasem w sterowni Victory-II Wielki Admirał Thrawn, dowódca całej floty Imperialnej patrzył na dryfujące kawałki metalu- wszystko co zostało z tej całej dumy. Thrawn oczekiwał na przybycie Lorda Vadera- to on właśnie wezwał statek do pomocy.
-Panie Admirale! Do hangaru numer 2 wleciał TIE Advanced.- Krzyknął jeden z imperialnych oficerów.
-Doskonale... Więc przybył. Dajcie mi się spotkać z Lordem Vaderem samemu. Lepiej go teraz nie irytować.
-Tak jest!
Po chwili na mostku pojawił się Mroczny Lord Sithów. Thrawn poszedł do niego, ukłonił się i powiedział
-Lordzie Vader... Stała się rzecz straszna.
-W istocie, Wielki Admirale. Rebeliantów trzeba zaatakować jak najprędzej! Wzywaj posiłki! Jeszcze się nie ewakuowali! -Krzyknął zdenerwowany Vader
-Nie.
-A co stoi na przeszkodzie, Wielki Admirale?
-Lordzie, nawet zesłanie całej imperialnej flotylli nic by nie dało. Rebelianci w całej galaktyce, każda pojedyncza komórka już wie, że Gwiazda Śmierci została zniszczona. Czują się zbyt pewnie. Jeśli zaatakujemy Yavin-IV, inna rownie duża baza się odwdzięczy. Rebeliantom trzeba dać złudzenie bezpieczeństwa i uderzyć ich od środka... Nie tracąc żołnierzy.- Stwierdził Thrawn.
-Może i masz rację... Tak też zrobimy. Tymczasem, każ swym ludziom kierowac się na Coruscant! Wielki Imperator nas wzywa!- Rozkazał Vader i odszedł.
Tymczasem w bazie Rebelii na Yavinie IV panował chaos i nieład. Wszyscy biegali we wszystkich kierunkach, transportowce wylatywały z planety i skakały w nadprzestrzeń. Trwała ewakuacja całej bazy.
Czwórka przyjaciół- Luke Skywalker, Han Solo i jego kompan Chewbacca oraz Księżniczka Leia Organa świętowali zwycięstwo.
-NAPRAWDĘ! TO BYŁ ŚWIETNY STRZAŁ MŁODY, JEDEN NA MILION!- Cieszył się Solo
-Han, ależ gdyby nie twa pomoc nic by się nie udało! Gdybyś nie strącił Vadera ten by mnie zamordował!- Odpowiedział Luke.
-Wrraaaaau!!!- Chewie wyglądał na szczęśliwego.
Do nowo powstałej drużyny podszedł sam Admirał Gial Ackbar
-Również podzielam wasze szczęście, lecz musimy się czym prędzej ewakuować! Szybko, ruszajcie do Sokoła! Nowe koordynaty bazy znacie!- Admirał wydał rozkaz.
-Chwila... Ja muszę wrócić na Tatooine. Do domu Bena. Zabiorę kilka ważniejszych rzeczy.- Powiedział Luke.
Sokół już startował, większość bazy była pusta. Skywalker wyszedł ze świątyni zmierzając do Millennium Falcona, jednak po drodze zauważył że na w jego stronę idzie kulawy ktoś... A raczej coś. Istota była cała czerwona z czarnymi tatuażami i ogromną ilością blizn. Wyglądał na wycieńczonego, jednak Moc podpowiedziała młodzieńcowi by uciekać.
Skywalker już chciał biec do Sokoła, jednak czerwona istota krzyknęła
-NIE TAK SZYBKO!!!- I wyciągnęła dwa miecze świetlne włączajac je. Potwór podszedł do Luka- Jedii!!! GIŃ!!!
Reakcja adepta była natychmiastowa. Chwycił świetlny miecz i zablokował cios przeciwnika
Ruchy wroga były dość powolne i niezdarne, a bronią machał jak cepem co nie zmieniało faktu, że Skywalker dopiero się uczył i każdy oponent był dla niego niezwykle groźny.
Nagle miecz czerwonego rywala minął o kilka centymetrów rękę Luka.
Skywalker odszedł trochę, skupił się, zamknął oczy i przypomniał sobie trening Obi Wana. Podniósł miecz do góry oburącz i przypuścił kilka ataków zmuszając wroga do cofania się. Technika Soresu.
Potwór ryknął, rzucił się znowu na młodzieńca, lecz reackaj Luka była natychmiastowa- ciął wroga w ramię powalając go.
Bestia leżała z włączonymi mieczami i machając przed siebie mimo bycia pokonanym. Skywalker postanowił jednak uciec i nie dobijać przeciwnika. Na Sokole koniecznie musiał opowiedzieć reszcie o tym...
Kilka minut później jeden z ostatnich pozostałych w bazie pilotów przechodził tą samą droga. Spotkał tego samego mężczyznę co Luke.
Podszedł do niego i chciał się spytać kim jest, lecz ten podszedł do niego i przebił go mieczami.
Następnie stwór zaczął wsysac duszę pilota...