Akt I – Zaginiony kontynent.
Rozdział II – Ardea.
Konata ze swoimi towarzyszami dość długo szła w gorę po dość skalistym zboczu. Zobaczyli jakiegoś chłopca który na sam ich widok uciekł z przestrachu, że to mogą być nimfy morskie (które dość rzadko pojawiały się w okolicy od jakiegoś czasu), które porywają dzieci oddalające się od swoich wiosek. Ponadto nigdy nie podchodziło na bliżej, niż 100 metrów od siedzib ludzkich. W końcu bohaterowie zobaczyli przed sobą drewnianą palisadę. Przyspieszyli kroku i ujrzeli bramę, która była strzeżona przez dwóch silnie umięśnionych mężczyzn. Gdy Konata podeszła do bramy ci ją zatrzymali mówiąc:
-Widzę, że ty i twoi towarzysze nietutejsi. Po raz pierwszy w życiu widzę statek, który przypłynął z zewnątrz. – powiedział mężczyzna – Co was tu sprowadza?
-Przypłynęliśmy tutaj, aby udowodnić ludziom z innych kontynentów, że Gondwana nie jest tylko bajką dla dzieci, a prawdziwym kontynentem. Tak swoją drogą – po co wam latarnia morska, skoro od dwóch milenium w tych okolicach nie pojawił się żaden statek z zewnątrz? – zapytała Konata dość ciekawa budowli.
-Została wybudowana wieki temu, sam nawet nie wiem po co. Najlepiej zapytaj Hamlara –to przywódca naszej osady. Wchodźcie, śmiało.
Konata wraz ze swoimi przyjaciółmi weszła do osady i zobaczyła przed sobą piękne domy i mieszkańców, którzy byli zaciekawieni przybyszami. Niedaleko stał stół z krzesłem, na którym siedział gruby mężczyzna.
-Podejdźcie tu! – krzyknął.
Kiedy nasi bohaterowie podeszli mężczyzna zaczął mówić:
-Po raz pierwszy widzę osoby ze świata zewnętrznego. Skoro dotarliście tu żywi, znaczy, że rozwiązaliście zagadkę demonów.
-Po co wam tutaj latarnia morska? – przerwała mu Konata.
-Po co? Została wybudowana wieki temu, aby statki przepływające tędy nie rozbiły się o skały. Oczywiście było w czasach, gdy jeszcze demony nie grasowały po morzach. Jeśli chcecie to możecie się przespać w naszym małym hotelu dla podróżnych. Ogólnie skąd wypłynęliście i ile lat wam zajęła podróż? – zapytał.
-Wypłynęliśmy około 2 lata temu z Amstercji. – odpowiedziała dziewczyna. –No i oczywiście możemy przespać się w waszym hotelu. Większej różnicy nam to nie robi.
-Zatem niech będzie! Dovakhiin! – wykrzyczał. –Zaprowadź naszych przybyszów do hotelu i ich odpowiednio obsłuż.
Do bohaterów zaczął iść młody mężczyzna, który tak na oko miał z 25 lat.
-Chodźcie za mną, zaprowadzę was. – powiedział, bohaterowie poszli za nim machając Hamlarowi.
Doszli do domu średnich rozmiarów. Znajdowało się w nim 15 łóżek, 15 skrzynek na rzeczy wraz z kluczami, szafki, na których można było czytać książki, lub coś położyć oraz różne trofea zwierzęce na ścianach.
-Chyba wiecie, jak z tych rzeczy korzystać? – powiedział młodzieniec. –Oczywiście to było pytanie retoryczne. Wątpię, by osoby, które przepłynęły pół świata nie potrafiły obsłużyć kufrów, łóżek oraz szafek.
Ze względu na to, że był akurat już wieczór wszyscy zaczęli się przygotowywać do snu.
-Hamlar wam wszystko jutro opisze, jak to wszystko jest na Gondwanie, co tutaj żyje i inne takie sprawy. Życzę wam dobrej nocy! – powiedział młodzieniec i wyszedł.
Wszyscy spakowali swoje rzeczy do kufrów i nakluczyli je. Nastała cisza, którą zakłócił Angar.
-Szczerze dziwi mnie, że zostaliśmy tak szybko i bez problemów obsłużeni. Czuję w tym coś podejrzanego.
-Nawet jeśli chcą nas skatować w nocy, to i tak im się nie uda. Jestem myśliwym od blisko 20 lat i najciższy szelest jest wstanie mnie obudzić. – powiedział Diego.
Nastała noc, wszyscy w mieście spali z wyjątkiem Konaty. Czuła w sobie dziwną energię, która przesycała jej ciało. Cały kontynent wydawał jej się tajemniczy. Zadawała sobie ciągle pytania: Czemu akurat wokół tego miejsca grasowały morskie demony? Czemu akurat na jego terenach występują nimfy morskie? Dlaczego dopiero tutaj w nocy zaczęła odczuwać niepokój, kiedy w ciągu dwóch lat podróży ani razu nawet ją ciarki nie przeszły? Nie potrafiła w żaden sensowny sposób tego wytłumaczyć. W końcu zasnęła twardym snem. Nagle obudziła się, widząc przed sobą unoszącą się w powietrzu dziewczynka w wieku około 8 lat. Całe jej ciało było szare, nosiła na sobie krótką szarą sukienkę i czarno-białą koszulę. Miała całkowicie szare włosy, a jedyne co się u niej wyróżniało to oczy – były koloru mocnego fioletu. Obserwowała Konatę, w końcu bohaterka usłyszała głos w swojej głowie:
-Niedługo twoje życie całkowicie się zmieni, nigdy nie będziesz żyła jak wcześniej. – echo szumiało w głosie Konaty. –Twoi towarzysze niedługo umrą. Nigdy ich nie ujrzysz.
Dziewczynka pstryknęła, cały domek zaczął się palić fioletowym ogniem. Konata usłyszała w swojej głowie demoniczny śmiech i… obudziła się. Okazał się to być tylko koszmar. Gdy wyjrzała na dwór zobaczyła, że było około 4 nad ranem. Diego od razu się obudził, ze względu na liczne skrzypienia spowodowane chodzeniem Konaty.
-Idę się przewietrzyć – powiedziała.
-Pójdę z tobą. – powiedzieli Diego.
Konata nie zaprzeczyła i wyszła. Poszła na polanę niedaleko latarni morskiej ciekawa tego miejsca. Zobaczyła przed sobą tego samego młodzieńca, która zaprowadził ją i jej przyjaciół do hotelu. Próbował trafić w środek tarczy, od której był oddalony o blisko 65 stóp. Nie potrafił w żaden sposób trafić. Podszedł do niego Diego, mówiąc:
-Źle to robisz. W przypadku, jak cel jest przed tobą musisz złapać idealnie za środek cięciwy, zanim wystrzelisz.
Rozpoczęła się nauka strzelania z łuku. Po trzech godzinach ćwiczeń Dovakhiin wreszcie umiał trafić w środek tarczy.
-No, robisz jakieś postępy. Pamiętaj, aby ćwiczyć codziennie, bo łuk bardzo ci się w życiu przyda. Zwłaszcza poza wioską. Ale nigdy nie zapominaj, aby trenować walkę bronią jednoręczną.
-Dziękuję Ci! – odrzekł młodzieniec, wracając do wioski razem z Diegiem i Konatą.
Cała osada była już na nogach. Kiedy Konata z Diegiem weszli do hotelu Milten powiedział:
-No, no. Nasze zguby się znalazły. To skoro jesteście może coś zjemy?
-Śniadanie przyjdzie około ósmej z tego co mi wiadomo – powiedział Talbin. –Może porozmawiamy z tym Hamlarem, żeby zabić ten czas? W końcu innego nie zrobimy w tym czasie, a jak mam do wyboru dowiedzieć się, gdzie jestem, a siedzieć z założonymi rękoma to wolę to pierwsze.
-Dobry pomysł. – rzekł do niego Bennet.
Wreszcie wyszli i podeszli do Hamlara.
-No, jesteśmy gotowi. Możesz nam opowiedzieć coś o tym kontynencie – rzekła do przywódcy
-Ach, świetnie! – powiedział mężczyzna i wyciągnął mapę pokaźnych rozmiarów. – Przyjrzyjcie się uważnie. Aktualnie znajdujemy się w Myrtanie – krainie zieleni i najlepszych upraw. na kontynencie. Na wschodzie kontynentu znajduje się ogromne bagno, w którym rośną duże ilości bagiennego ziela – wskazał palcem na brunatno-zielony kawałek ziemi. –Na samym południu znajduje się pustynia Varant – gigantyczna pustynia, zamieszkiwana przez lud Asasynów i Koczowników. Na północy znajduje się największa, i chyba jedyna, lodowa pustynia na tym kontynencie - Nordmar. Natomiast na zachodzie znajdują się niezbadane krainy, gdzie nigdy nie stanęła ludzka stopa.
-Jak wy się przemieszczacie pomiędzy tak dużymi odległościami? Przecież to są tygodnie drogi! – rzekł Vatras do Hamlara.
-Używamy magicznych tamburyn teleportacji – odrzekł mu mężczyzna – Jeśli chcecie możemy wam dać, ale pamiętajcie – każdy dostanie po jednym na głowe.
Kiedy Hamlar rozdał magiczne tamburyna rzekł:
-Ogólnie to Gondwane zamieszkuje wiele ludów. W Myrtanie żyją ludzie i orkowie. Oczywiście żyjemy ze sobą w zgodzie. Z niezbadanych krain też czasami nas nawiedzają górscy orkowie, którzy niszczą wszystko co spotkają na swojej drodze. W lasach na granicy z Nordmarem żyją śmieszne stworzenia, przypominające pół ludzi i pół szopy. Sami nawet nie wiemy, co to jest, bo skubane szybko uciekają przed ludźmi. Na bagnach jest jedno duże miasto, w którym żyje sekta jakiegoś Yatagarasu, czy jakoś tak. Nie mieszamy się w ich sprawy, w każdym razie prowadzimy z nimi korzystny handel – my dajemy im co jakiś czas ludzi, którym przestaje się tu podobać, a oni dają nam ogromne skrzynie z bagiennym zielem. Na pustyni Varant żyją, tak jak już mówiłem, asasyni, którzy uważają siebie za lud wybrany przez Beliara i aoczownicy, uważający, że wybrał ich sam Adanos. Z tego co wiem prowadzą ze sobą wojnę, więc odradzam mieszać się w ich sprawy. Oczywiście bardziej gościnni dla przybyszów są asasyni, ale to szczegół. W Nordmarze natomiast żyją górscy orkowie w gigantycznych ilościach, liczni ożywieńcy, ogry, łowcy orków i Nordmarczycy. Oczywiście ci ostatni to ludzie. Również w klanie młota w Nordmarze znajdują się najlepsi kowale na świecie. O niezbadanych krainach niestety nie wiemy zbyt wiele. Wiemy tylko tyle, że stamtąd przybywają tutaj górscy orkowie. Niedaleko również znajduje się wejście do podziemi, z których wielokrotnie słyszeliśmy ludzkie jęki i dziwne chrząkanie. W każdym razie odradzam wybierania się tam, żyjące tam istoty zabiją wszystko, co tam wejdzie. Każdy podejrzewa, że to jedyne wejście do niezbadanych krain. No, to wszystko. Macie tu jeszcze mapy, przydadzą wam się – rzekł mężczyzna podając przybyszom mapy.
-Mam jeszcze jedno pytanie. – powiedziała Konata.
-Jakie? – zapytał zaciekawiony.
-Ten Dovakhiin może z nami wyruszyć? Ujrzałam u niego talent, który będzie mógł podczas podróży rowinąc.
-Dovakhiin? A bierz go sobie, w niczym on się w wiosce nie przydaje. – odpowiedział Hamlar, który się odwrócił i krzyknął: Dovakhiin! Podejdź tutaj!
-Co się stało? – zapytał zaciekawiony młodzieniec.
-Wyruszasz w podróż z naszymi gośćmi. Niedługo opuszczają to miejsce.
-Naprawdę mogę wreszcie wyjść poza wioskę? – zapytał Dovakhiin z niedowierzaniem.
-Tak. Możesz podziękować tej oto niewieście.
Kiedy wszyscy odeszli do swoich domków Dovakhiin zapytał Konatę:
-Naprawdę to dla mnie zrobiłaś?
-A co? Miałeś siedzieć i nic nie robić ze swoimi umiejętnościami? Poza wioską będziesz mógł nadal trenować, ba, będziesz miał nawet ruchome cele pod postacią zwierzyny.
-Racja. Przepraszam za to głupie pytanie.
-Nie masz za co przepraszać.
Kiedy bohaterowie zjedli śniadanie zaczęli się pakować. Każdy myślał o innym celu, w każdym razie Dovakhiin wiedział, że jedyną osobą, za którą pójdzie będzie Konata. Wszyscy wyszli przed osadę. Rozmowę zaczął Milten:
-Coś czuję, że wybiorę się do Nordmaru. Tam znajduje się najpotężniejszy klasztor magów ognia na świecie. Nie mogę stracić takiej okazji!
-Ja planuję wyruszyć do Geldern. W okolicach tego miasta żyje pełno zwierzyny, a trofea można tam opchnąć za niezłą sumkę – rzekł Talbin.
-Ja natomiast wyruszę na bagna. Jest tam pełno bagiennego ziela, którego smaku nie czułem od początku naszej podróży morskiej. – oznajmił Lester.
-Dla mnie najlepszym miejscem będzie Mora Sul na Varancie. Tamtejsza arena wygląda zachęcająco. – powiedział Angar.
Następny był Bennet:
-W Klanie Młota w Nordmarze są najlepsi kowale świata. Trzeba im pokazać, że kowal z Amstercji też potrafi wykuć dobre bronie!
-Ja uważam, że najlepiej będzie, jak wybiorę się do stolicy. Zawsze można coś zwędzić i sprzedać. – rzekł Diego.
-Dla mnie pustynia Varant będzie najlepszym miejscem, trzeba poprowadzić koczowników właściwą drogą.
Konata się temu przysłuchiwała, aż w końcu rzekła.
-Ja natomiast nie mam większych planów, w każdym razie najpierw chcę zwiedzić całą Myrtanę, następnie zamierzam wyruszyć do Nordmaru. Dalej pomyślę, bo mnie strasznie ciekawią Niezbadane Krainy. Może tam następnie wyruszę.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić, oczywiście niektórzy szli razem ze sobą, inni oddzielnie. Milten z Bennetem, Vatras z Angarem, natomiast Diego, Talbin i Lester szli oddzielnie. Jedyna Konata czekała, aż wszyscy pójdą. Planowała na początek wyruszyć do Cape Dun, ze względu na to, że było to najbliżej położone od Ardei miasto.
-No, Dovakhiin. Ruszamy do Cape Dun! – rzekła w końcu Konata.
-Jestem gotowy na wszystko!