RE: Dowcipy, bajki i urojenia
7 grzechów głównych administratorów:
7) Zadzwoniła do nas kobitka I stwierdziła, że jakiś idiota odłączył jej LAN. W życiu nie znam baby, ani jej komputera, ale idę do niej. Akurat nie było jej w boxie, ale już widzę co jest grane. Panienka przesunęła sobie komputer z prawej strony boxu na lewą. A że kabel z sieci był za krótki, to go odłączyła. Przesunąłem komputer z powrotem na prawą stronę, wpiąłem dyndającą wtyczkę i napisałem kartkę:
„DZIAŁA TYLKO PO TEJ STRONIE BOXU!”
No cóż, bycie "idiotą" zobowiązuje...
6) Siedzę sobie w kanciapie z kumplem i nagle wpada zaaferowana kobieta. Wymachuje dyskietką w ręku i mówi, że stacja jej padła. Pouczyłem ją, że trzeba było zadzwonić (akurat bym się ruszył), ale w końcu mnie namówiła i razem z kumplem poszliśmy obadać sprawę. Dochodzimy do jej biurka, ja patrzę, a ona wkłada dyskietkę do góry nogami i krzyczy, że „Stacja nie działa, a ona MUSI zgrać co trzeba!”. Patrzę na kumpla, on na mnie, widzę że kumpel już ma powiedzieć Pani w czym rzecz, więc gestem ręki go uciszam i mówię:
- Bo widzi Pani. Ktoś sfuszerował sprawę! Ma Pani komputer postawiony do góry nogami... – po czym przekręciłem jednostkę i wyszedłem z pokoju z kumplem, żeby się wyśmiać.
5)Kiedyś stworzyłem efekt graficzny, który wyglądał jak przesuwające się światło w kserokopiarce. Oczywiście nie mogłem się oprzeć i wbudowałem go w program w biurze. Pracownikom zaś powiedziałem, że mamy teraz zawansowany program i oprócz logowania muszą jeszcze przykładać rękę do ekranu – wtedy ekran sczyta ich odciski palców. Przez prawie miesiąc miałem ubaw, patrząc jak pięcioro głąbów przed każdym zalogowaniem przykłada rękę do ekranu i czeka aż ekran zeskanuje ich odciski. Oczywiście bawiłbym się dłużej, gdyby nie szef, który wszedł do biura z rozdziawioną szczęką, wziął mnie na bok i kazał mi to natychmiast odinstalować...
4)Szef firmy pojawił się w biurze w laptopem. Miał ważną pracę do zrobienia więc rozłożył się w swoim gabinecie ze sprzętem. Nagle słyszę jak mnie wzywa do siebie.
Szef: Mam z tym problem. Jak się włącza Windows, to po kilku sekundach wszystko gaśnie...
Ja: Czy bateria jest naładowana?
Szef: (tonem nie znoszącym sprzeciwu) Oczywiście, że jest! Ja idę, a Ty to napraw.
Po czym szef wyszedł z gabinetu. No więc zasiadłem do sprzętu, włączam i faktycznie, Winda się ładuje i wszystko znika. Miałem naprawdę ciężki dzień, ale nic, próbuję dalej. Wciąż z tym samym rezultatem...
Już miałem zapłakać, gdy zauważyłem, że kabel zasilający jest odłączony. Podłączyłem do sieci i laptop śmigał jak nowiutki, a więc bateria nie była naładowana, ha!. Zadzwoniłem, powiedziałem, że to potrwa jeszcze z 3 godziny i zabrałem się za układanie pasjansa (przecież, to był ciężki dzień), aż w końcu zjawił się szef. Zaskoczony, że tak szybko się uporałem spytał jak to zrobiłem. Uśmiechnąłem się i powiedziałem:
Ja: Musiałem shakować Pana rejestr, ponieważ wirus spowodował konflikt między portem myszy, a UART w CONFIG.SYS. To był ciężki kawałek roboty, ale udało mi się skonwertować Pański kernel z binarnego na hexagonalny i wejść przez furtkę w IRQ do BIOSU...
A on to kupił...
3)Akurat testowałem sobie jeden ze sprytnych programików złapanych w sieci, kiedy zadzwoniła do mnie sekretarka Dona, mojego szefa. Co ciekawe, nigdy nie wysłał jej na szkolenie odnośnie komputerów, bo była w nich dobra, a ja miałem jej tylko troszkę pomagać. Oczywiście sprowadzało się to niańczenia jej za każdym razem… Oto przebieg rozmowy:
Ona: Mam problem ze wstawianiem obrazków w Wordzie.
Ja: Wybierz Help i Microsoft Word Help.
Ona: Ooo! Wyskoczył pan spinacz ha ha! I jeszcze jakieś inne okienko.
Ja: Dobra, a teraz przeczytaj co pojawiło się w okienku.
Ona: Cześć... Tess... więc chcesz się... nauczyć wstawiać... obrazki w.. Wordzie!
Ja: A teraz powiedz do komputera, nie pisz tylko powiedz, ‘Tak’.
Ona: Tak!
Ja: A co teraz się pojawiło?
Ona: Moment... Najpierw proponuję przeczytać... podręcznik dla początkujących... Worda!
Ja: Zapytaj go gdzie jest?
Ona: Gdzie jest podręcznik? (pauza) Na półce... nad Twoim... biurkiem!
Ja: No i super. Pamiętaj – zawsze ufaj panu spinaczowi! Jak zobaczy, że lepiej sobie radzisz, to te okienka nie będą się już pojawiać...
Ona: O właśnie wszedł Don! Hej, Don! Mogę mówić do komputera!!!
Ja: Dobra Tess, musze lecieć. Pa! (click!)
2)Pewnego wieczoru była burza. Zadzwonił do mnie Pan z pytaniem.
Klient: Czy wie Pan coś o burzach? Czy powinienem odłączyć komputer? Powinienem?
Ja: W większości znanych mi przypadków, lepiej odłączać. Zbyt duże napięcie może uszkodzić jego części.
Klient: A czy może na przykład uszkodzić telefon?
Ja: Jeszcze nigdy o czymś takim nie słyszałem, ale teoretycznie jest to możliwe...
Klient: Czyli powinienem jednak odłączyć telefon od komputera, i ściany?
Ja: (tracąc cierpliwość) Nie zaszkodzi...
Klient: A kiedy mam go włączyć z powrotem?
Ja: (zero cierpliwości) Kiedy skończy się burza...
Klient: Ale skąd będę wiedział, że już mogę znowu podłączyć telefon, co?
Nagle w głowie zaświtał mi prosty plan:
Ja: Zadzwonię do Pana!
Klient: Och, bardzo Panu dziękuję!
1)Kiedyś pracowałem z babeczką, której podmieniłem wygaszacz na czarny ekran. Nie było widać nic – po prostu czarny monitor. Ona oczywiście nie wiedziała, że to wygaszacz i przyszła kiedyś do mnie z prośbą, żebym włączył jej komputer. Podszedłem do sprawy fachowo. Zamyśliłem się, chrząknąłem, znowu zamyśliłem, a potem poinformowałem ją, że jeden z kabli w komputerze jest luźny. I trzeba mocno huknąć dłonią w biurko, żeby zaczął stykać. I dla przykładu uderzyłem mocno w biurko, co okazało się nad wyraz skuteczne. Oczywiście chodziło o to, żeby poruszyć myszkę i wyłączyć wygaszacz. Tak mi się ta zabawa spodobała, że byłem ciekaw kiedy kobitka się zorientuje...
Po dwóch miesiącach, kiedy widziałem jak szkoli nową osobę, i uczy ją umiejętnie uderzać w biurko „...bo kabelek jest luźny” nie wytrzymałem. Podszedłem i wyjawiłem całą prawdę... Wiem, mięczak ze mnie...
|