❁Kalisowe Dzienniki❁
◐Akt I◑
Skradziony Diament
Rozdział I
Tajemniczy Złodziej
Szybki Banan stał na marmurowym balkonie swojego olbrzymiego pałacu. Balkon otoczony był pięknie zdobionymi kolumienkami, a u stóp Banana leżał czerwony dywan. Sam Banan ubrany był bardzo bogato. Jego bordowy płaszcz sięgał do podłogi, a złota korona z diamentami połyskiwała w blasku promieni słonecznych. Nosił także skórzany pas, do którego przymocowana była pochwa, w której Banan trzymał swój Miecz Tyraela, który niegdyś go wybrał, aby właśnie on nim władał.
Patrzył on na swoją piękną krainę, którą niedawno utworzył. Jego wielkie królestwo otoczone było kwarcowymi murami, a do różnych celów prowadziły liczne piaszczyste ścieżki. Drewniane piękne domy przeważały w mieście, wraz z licznymi fontannami i posągami. Nie zabrakło również licznych ogrodów oraz drzew, albowiem rosły tu liczne palmy kokosowe i bananowce.
Banan wyraźnie na kogoś czekał, spoglądając na bramę miasta, nad którą rozciągnięta była wspaniała tęcza, oznaczająca znak pokoju:
-Nad czym dumasz mój przyjacielu?-odezwał się czyjś głos za plecami Banana.
Banan odwrócił się, a za nim stał Kalis w swojej wspaniałej złotej zbroi zdobionej rubinami. On również nosił pas, do którego przyczepiona była pochwa, a w niej piękny złoty miecz Kalisa:
-Podejdź tu, proszę-odpowiedział Banan.
Kalis posłusznie podszedł do Banana i położył ręce na brzegu balkonu:
-O co chodzi Bananie?
-Spójrz na te piękne miasto!
-No patrzę przecież!!!
-Kto by pomyślał, że za murami tego królestwa, znajdują się połączone przez nas cztery wspaniałe miasta. Wystarczyło skontaktować się z władcami, którzy mieli problemy w swoich królestwach i potrzebowali pomocy!
-Najlepsze było, jak władca Minecraftowo czołgał się do nas na kolanach, by mu pomóc!
-O tak... Albo ta upartość władcy RoyalCrafta! Minefox zaatakowali barbarzyńcy, więc łatwo ich namówiliśmy, a Mineserwer był nasz, tylko tamten stary Rafael uważał, że należy do niego... Dobrze że to wyjaśniliśmy...
-Tak łatwo nas nie oszuka nikt, da się bardzo łatwo wyjawić prawdę! Ona zawsze wyjdzie na jaw!
-Wciąż jeszcze musimy wiele pozmieniać w naszym nowym zjednoczonym królestwie.
-Tak, lecz McSurvi się rozwija! Za tymi murami jest nasze ogromne państwo! Wiele musieliśmy przejść, od tamtych czasów mija chyba dziewięć lat, a my doszliśmy do tego, co właśnie stoi przed nami!
-Modlę się, by te czasy nie powróciły! A tak wogóle, co z naszą starą drużyną?
-Ironhide otworzył swoją prywatną kopalnię żelaza, Gosia pracuje w kwiaciarni w Minefoxie, Snow i Piotrovsky otworzyli sklep z bronią, a dalej nie pamiętam!
-Ja kilku pamiętam, o ilu się nie mylę, Danio poślubił jakąś ehmm... O, już pamiętam! Poślubił Dziką Rybę i siedzi na kanapie przed telewizorem i wcina masło... Franzoir zato został pielęgniarką... Kompletnie im odbiło!
-Należy im się za pomoc! Vark, o ile pamiętam, pracuje w cyrku...
-Bananie?
-Tak?
-Na kogo my dokładniej czekamy?
-Na naszych gości, rzecz jasna!
-Lecz jakich to gości mamy zaszczyt przyjąć?
-Szanownego Lorda Arrasa z odległej krainy Makapaka, dawnego władcę RoyalCrafta-księcia Dimma, księżniczkę Elżbietę III Tłustą oraz Sir Errona z królestwa Oluju... Patrz! O wilku mowa! Właśnie są!
Kalis spojrzał się we wskazane przez banana miejsce. Przez bramę przejeżdżały cztery wspaniałe karoce w czterech różnych kolorach. Jedna była żółta, druga niebieska, jeszcze inna zielona, a ostatnia czerwona. Wszystkie były zdobione złotem i kamieniami szlachetnymi, a ciągnęły je wspaniałe białe jak śnieg rumaki.
Karoce jechały wzdłuż piaszczystej drogi w stronę zamku. Wraz z nimi, maszerowało mnóstwo żołnierzy, którzy mieli zapewnić ochronę tym ważnym osobom.
Ten wspaniały widok przerwał banan:
-Choć przyjacielu, musimy powitać naszych gości!
-Masz, jak zwykle, rację!
Obrócili się na piętach i pomaszerowali wzdłuż czerwonego dywanu na balkonie, ku wejściu. Znaleźli się we wspaniałym, również kwarcowym, korytarzu, a na ziemi leżał ten sam dywan. Po bokach, pod ścianami stało mnóstwo półek z książkami oraz doniczki z kwiatami. Na ścianach wisiały również obrazy, a z sufitu zwisały wspaniałe żyrandole z diamentów.
Maszerowali ku schodom na końcu korytarza, po czym zeszli po nich na dół do sporego pokoju z licznymi schodami w różne strony.
Zeszli znowu po jednym z zestawów schodów i znaleźli się w olbrzymiej sali. Kwarcowe ściany lśniły czystością, a żyrandole były doskonalsze niż na marnym korytarzu. Na suficie widać było liczne malowidła, a obok ścian stały kolumny oraz rzeźby. Po środku sali stał wielki drewniany stół, a obok niego rzędy krzeseł. Na końcu tej sali były wielkie, otwarte na oścież drzwi, za którymi było widać właśnie te miasto, które podziwiali na balkonie. Pod ścianami stało w rzędach mnóstwo żołnierzy w złotych zbrojach.
Kalis i Banan ruszyli w kierunku bramy, by powitać gości. Po dłuższym czasie karece dojechały pod sam pałac.
Z pierwszej karocy wysiadła gruba brzydka kobieta. Była to Elżbieta III Tłusta. Nosiła ona na sobie długą aksamitną białą suknię, a na głowie miała zwykłą złotą koronę.
Z następnych pojazdów wysiedli jednocześnie książę Dimm oraz Lord Arras. Oboje byli ubrani w skórzane płaszcze, różniące się jedynie odcieniem. Obaj także nosili swoje ciężkie sandały.
Z ostatniego wozu wysiadł Sir Erron. Ubrany był w elegancką czerwoną koszulę oraz swoje luźne królewskie spodnie.
Wszyscy czterej kroczyli do pałacu wraz ze swoimi wojskami, które w razie zagrożenia miały poświęcić życie za swoich władców, zaś Banan i Kalis rozpostarli przed nimi swoje ręce, w geście pokoju. W końcu Banan przemówił:
-Witajcie Moi Drodzy! Jak się miewają sprawy?
-Znakomicie Sebastianie-odparła Elżbieta-W moim kraju jest spokój, i tak powinno być!
-Nie każdy ma tyle determinacji, by taki spokój osiągnąć, Moja Droga-Wtrącił się Sir Erron-Dobrym przykładem jest nasz książę Dimm!
W tej chwili on się wtrącił:
-O tak, Sebastianie! Gdyby nie twoja wspaniała myśl, mój kraj byłby stracony! Choćmy więc na salę, by wznieść toast za nasze Nowe zjednoczone królestwo!
-A zatem, Niech tak się stanie!-odpowiedział Banan.
Wraz z Kalisem poprowadził gości do głównej sali, by usiedli przy ogromnym stole, aby razem spędzić ten dzień w uczcie i zabawie. Wskazał każdemu miejsce, w którym ma usiąść, a strażnicy otoczyli ich, uniemożliwiając jakikolwiek zamach z zewnątrz. Na końcu usiadł sam Szybki Banan, po czym przemówił:
-A więc, Moi Drodzy!-podniósł kieliszek z winem, a reszta zrobiła to samo-Wznieśmy toast za naszą wspaniałą znajomość!
-Oraz za twoje Nowe państwo, Sebastianie!-dodał książę Dimm.
Następnie Kalis krzyknął:
-Hip Hip! Hurra!
Wypili do dna, po czym zabrali się za jedzenie okolicznych przysmaków. Na stole stały najróżniejsze potrawy, począwszy od prymitywnych ziemniaków, po kreatywne ciasta oraz inne słodycze.
Nagle tą wspaniałą ucztę przerwał jakiś głośny huk. Żyrandole straciły swój blask i sala pociemniała. Wszyscy obrócili głowy, a przed nimi leżały trzy ciała martwych żołnierzy. Królowa Elżbieta natychmiast zaczęła uciekać z wrzaskiem ku drzwiom. To samo zrobił Lord Arras, który słynął z tchórzostwa.
Nad pozostałymi przeleciał ze świstem jakiś dziwny mroczny i nieznajomy cień. Banan natychmiast wstał, po czym odbiegł od stołu i wyciągnął swój Miecz Tyraela. To samo zrobił Kalis, który stanął do Banana plecami. Erron, po dłuższym namyśle także uciekł w popłochu. Został jedynie książę Dimm, który również wyjął swój miecz. Tą formację otoczyła reszta żołnierzy, po czym wszyscy wypatrywali zagrożenia.
Przez chwilę było cicho, jednak wkrótce cień przeleciał zwinnie obok nich, po czym dało się słyszeć kolejny głośny huk. To wielka brama została zamknięta, pozostawiając ich w ciemności. Po chwili ktoś krzyknął i kolejnych dwóch żołnierzy leżało martwych. Banan powiedział:
-Kim jesteś? Ujaw się tchurzu!
Cień spadł przed nimi z sufitu i przez chwilę widzieli kawałek czarnego kaptura oraz długą szatę. Postać przemówiła chłodnym mrocznym głosem:
-Jak sobie życzysz...
Postać machnęła ręką, a przez salę poleciały dwa ostrza, przebijając na wylot dwóch kolejnych żołnierzy. Banan natarł na postać, lecz ta pomknęła ku jednym z korytarzy, jakby miała się udać właśnie do tego jednego konkretnego korytarza. Banan, Kalis, Dimm i żołnierze pobiegli za nią. Korytarz zaczynał prowadzić w dół. Banan, biegnąc cały czas, spytał się Kalisa:
-Masz pojęcie dlaczego pobiegł właśnie tędy?
-Nie wiem! Chyba czegoś szuka!
Biegli dalej i schodzili coraz głębiej i głębiej. Tajemnicza postać była bardzo zwinna. Wykonywała niezwykłe akrobacje. W końcu dotarli do sporego pomieszczenia ze ścianami z bruku, w którym przechowywane były różne zwoje i księgi, lecz postać najwyraźniej nie była nimi zainteresowana, ponieważ wbiegła w kolejny korytarz, prowadzący jeszcze głębiej.
Tym razem wbiegli do czegoś w rodzaju kanałów. W powietrzu czuć było zapach rozkładu oraz innych niezbyt miłych rzeczy. Biegli dalej, nie zatrzymując się. W końcu Kalis krzyknął:
-Banan!!!
-Tak?
-On biegnie po diament! Po TEN diament!
-Jeśli masz rację, to nie zbyt fajnie! SZYBCIEJ!
Wbiegli w kolejny korytarz, prowadzący jeszcze niżej, aż do olbrzymiej komnaty, na końcu której stał olbrzymi stół. Po bokach ścian wisiały chorągwie oraz obrazy. Z góry zwisał olbrzymi żyrandol. Na wspomnianym wcześniej stole leżał dziwny czerwony klejnot. Był to diament, wokół którego unosił się dziwny zlowieszczy pył.
Postać pobiegła w jego stronę, energicznym ruchem złapała go w ręce i schowała do kieszeni, a następnie stanęła na przeciwko nich i czekała na ich pierwszy krok. Banan krzyknął:
-Kim jesteś! Mów?
-Twoim największym koszmarem... Wkrótce wszelkie zło zostanie pochłonięte, a twój splamiony rodzaj zniszczony...
-Mów jaśniej!
-Nie mam takiego obowiązku przed zwykłym śmiertelnikiem... Anioł Śmierci nigdy nie jest od nikogo zależny...
-A więc to Ty jesteś Howster?
-Zgadłeś... Za to Ty jesteś martwy...
Dwa ostrza poleciały w stronę Banana, lecz ten zdążył ich uniknąć. Howster pokazał swoje prawdziwe oblicze. Wspaniały granatowy płaszcz i kaptur idealnie dodawały jego postawę. Spod kaptura nie było widać nic, oprócz czerwonych mrocznych oczu. W prawej ręce trzymał coś podobnego do sierpa, tyle że większego. Zaś w lewej trzymał noże, którymi rzucał.
Nagle Anioł Śmierci znowu zamienił się w ten mroczny zmiennokształtny cień i próbował ominąć przeciwników. Podczas gdy banan natarł na niego z mieczem, ten zrobił szybki unik i kombinował dalej. Wkrótce nadarzyła się okazja, ponieważ między strażnikami powstał niewielki otwór, przez który Howster umknął. Był już w drodze na górę. Banan natychmiast pobiegł w jego stronę, krzycząc przy tym:
-Szybko! Musimy odzyskać ten diament za cenę życia!
Znaleźli się w kanałach, a następnie biegli już następnym korytarzem, gdy Howster rzucił trzy noże na raz i przebił dwóch żołnierzy, nietrafiając jednym noży.
Dobiegli do komnaty ze zwojami oraz księgami. Howster natychmiast pobiegł na samą górę. Znaleźli sie już w głównej sali.
Nagle Howster przybrał normalną postać i zaczął walczyć. Skoczył na banana, który zdąrzył się obronić, wyciągając swój miecz. Srebrny sierp Howstera oraz diamentowe Ostrze Banana przecinały powietrze.
W końcu Kalis rzucił się na Howstera, jednak ten to zauważył i skoczył wysoko w górę, w tej samej chwili, w której Kalis i Banan się zderzyli.
Howster pomknął ku drzwiom, jednak zagrodził mu drogę książę Dimm. Rozwścieczony Anioł Śmierci pokazał swoje jeszcze gorsze oblicze. Zza pleców pojawiły się skrzydła z kości, które rozpostarł szeroko. Machnął nimi energicznie, a książę Dimm poleciał do tyłu.
Kalis i Banan już wstali, jednak Howster wydostał się na zewnątrz. Wnet z jednego z korytarzy przebiegło więcej żołnierzy, z jakąś dziewczyną na czele. Jej czerwone błyszczące włosy powiewały wraz z wiatrem wdzierającym się do zamku, a jej wspaniały wystrój onieśmielał wszystkich. Ubrana była we wspaniałą czarną koszulę oraz krótką spódnicę. W prawej ręce trzymała coś w rodzaju berła, a w lewej sztylet:
-Słyszeliśmy hałas! Czy coś się stało?
Banan natychmiast do niej podbiegł:
-Chelseo! Jak dobrze że jesteś! Musisz nam pomóc! Diament został wykradziony!
-Chodzi o TEN diament?
-Tak, Anioł Śmierci wkradł się do zamku! Aktualnie ucieka z miasta! Musisz go gonić! My musimy się przygotować!
-Możecie na nas liczyć! Dalej drużyno!
Pobiegli szukać Howstera, kiedy Banan pociągnął gdzieś Kalisa za rękę. Szli długim korytarzem, na końcu którego wisiał obraz przedstawiający ironhida. Banan wyciągnął ze swojej podręcznej kieszeni dziwny pilot i nacisnął na nim guzik. Nagle obraz zniknął i pojawiło się przejście do dziwnego pokoju.
Jego ściany wykonane były z obsydianu. Po środku stał olbrzymi ekran, a na ścianie wisiały dziwne przedmioty. Stało tam również dużo półek oraz mikstur.
Banan natomiast zaprowadził Kalisa do srebrnej zbroi oraz kilku innych przedmiotów. Banan powiedział:
-Diament, w którym została uwięziona dusza Herobrina został skradziony przez Anioła Śmierci. Chelsea nie da rady go pokonać. Wysłałem ją po to, by lokalizowała jego pozycję i dała nam czas na przygotowanie się! Oto sześć moich nowych broni, które nadal testuję!
-A czy są bezpieczne?
-Ehmm... Pewnie tak! Ktoś musi, jak się pewnie domyślasz, zostać w królestwie i rządzić. Wręczę ci te przedmioty, a ty musisz za wszelką cenę odzyskać diament!
-No... Niech będzie! Mam nadzieję że dam radę...
Banan zdjął ze ściany srebrną zbroję i kazał założyć Kalisowi:
-To jest pradawna wzmocniona zbroja, wykonana z bardzo mocnej stali. Jest jeszcze lepsza niż Szmaragdowa!
Następnie podał mu miecz, z którego tryskały pioruny. Miecz był koloru niebieskiego:
-To jest Miecz Dusz! Wzmocniony Miecz Pioruna! Nie strzela piorunami, lecz emituje je!
Następnie podał mu zielony łuk i strzałę:
-To jest Łuk Zagłady i Strzała Śmierci, która zawsze do Ciebie wróci!
Kolejnym przedmiotem był dziwny róg:
-To jest Boski Róg Mocy. Kiedy się naładuje, a ty w niego zadmiesz, odzyskasz siły, poprawi się twoja szybkość oraz siła!
Następnie podał mu nieco fioletową różdżkę:
-To jest całkowicie Nowy VorteX. Co prawda nie strzela kulą ognia, lecz możesz nim skoczyć znacznie dalej, wyżej i precyzyjniej.
Na końcu podał mu czerwoną różdżkę, emitującą płomienie:
-A to jest Inferno! Strzela ognistymi kulami! Mam nadzieję, że te przedmioty ci się przydadzą!
Kalis zawiesił łuk na ramię, VorteX przyczepił do prawej strony zbroi, Inferno do lewej, a Róg zawiesił sobie na szyi:
-Mam nadzieję, że odzyskam diament... Nie chcę przechodzić tego po raz kolejny:
-A ja mam nadzieję, że te przedmioty Cię nie zawiodą!
-Chodźmy już!
-Niech tak się stanie!
Gdy doszli do wielkiej sali, wpadła do niej wyczerpana Chelsea. Ubrania miała całe poszarpane i ledwo dyszała:
-Uciekł... Na północ! Wielu... Z nas... zginęło...
Do sali wpadły resztki żołnierzy, którzy przeżyli. Kalis powiedział:
-Na północ, tak?
-Tak!
-Wyruszam natychmiast Bananie!
-Kalisie! Gdzie? Pójdę z tobą mistrzu!-błagała Chelsea.
-Zostań tu! To jest Anioł Śmierci! Wykończy Cię!
-Jeśli trzeba, zginę u twego boku!
-Niechaj ci Bedzie! Dobrze Bananie, chyba musimy się pożegnać!
-Powodzenia przyjacielu! Pamiętaj, nie wolno ci zawieść!
-Nie zawiode!
-Powodzenia!
Kalis i Chelsea wyszli na zewnątrz i po raz ostatni spojrzeli na pałac:
-Przygodo! Czekaj tam na mnie!