22-January-2017, 18:33:20
Witam. Otóż w czwartek miałem dość długi i ciekawy sen (nigdy w życiu nie miałem tak złożonego snu). Z miejsca prosiłbym, aby ktoś wytłumaczył znaczenie tego snu lub co mógł symbolizować. Informuję również, że sen był prawdziwy i nie jest moim wymysłem (w sumie jak mi się to śniło, to chyba jest wymysł). Zaczynam:
Pewnego dnia z Warszawy poleciałem do Tokio. Zwiedziłem dwa wieżowce w których były normalne schody. Kiedy zwiedzałem trzeci byłem zmuszony z kolegami chodzić po takich śliskich barierkach, bo schodów nie było. Warto wspomnieć, że jak się spadło to nie było już czego zbierać. No i dotarliśmy na tą górę, patrzymy przez okno, a tam spodek leci. Myśleliśmy, że opuszczony, ale jak się przybliżył do naszego wieżowca to zobaczyliśmy na jego czubku jakiegoś potwora. No i ze spodka wychodzi jakiś kosmita, który ogłasza, że era "krystalizatorów" (bo tak nazywali ludzi) się zakończyła, a ci, którzy nie sprzymierzą się z kosmitami zostaną wybici jak muchy. No to uciekamy z tego wieżowca i wracamy samolotem do Polski. Byłem zmuszony ukrywać się przed FBI z kosmitami na czele, a w tym wszystkim pomagał mi Lech Wałęsa. Potem uciekłem do domu mojej babci, która mieszka na trzecim piętrze, gdzie mama dała mi maść, który sprawiała, że mogłem skakać z dowolnej wysokości bez konsekwencji pod postacią połamanych części ciała. No i do mojego domu wbijają FBI z kosmitami to wyskakuję z balkonu. Następnie jestem ja z moim nowym kolegą, kilka lat po tych zdarzeniach, kiedy ludzie i kosmici się pogodzili (w radiach ogłaszali "Nareszcie nastała nowa era - <<Krystalizatorzy pogodzili się z kosmitami>>! Radujmy się!"), no i on miał niedźwiedzia polarnego, którym razem szczuliśmy Lecha Wałęsę (który kiedyś uratował mi życie), który uciekł do jeziora i wypłynął na sam środek tego jeziora. Patrzyłem na to i miałem z tego ubaw po pachy. Po odwróceniu się nie widziałem mojego kolegi, popatrzyłem w dół, a tam on i jego niedźwiedź polarny są całkowicie zgnieceni, a obok przechodzili kosmici. Tutaj sen całkowicie się urywa (budzik...).
Ja znalazłem w tym śnie tylko dwa znaczenia:
Jeszcze raz informuję - sen nie był wymyślony na poczekaniu, tylko naprawdę mi się przyśnił.
Pewnego dnia z Warszawy poleciałem do Tokio. Zwiedziłem dwa wieżowce w których były normalne schody. Kiedy zwiedzałem trzeci byłem zmuszony z kolegami chodzić po takich śliskich barierkach, bo schodów nie było. Warto wspomnieć, że jak się spadło to nie było już czego zbierać. No i dotarliśmy na tą górę, patrzymy przez okno, a tam spodek leci. Myśleliśmy, że opuszczony, ale jak się przybliżył do naszego wieżowca to zobaczyliśmy na jego czubku jakiegoś potwora. No i ze spodka wychodzi jakiś kosmita, który ogłasza, że era "krystalizatorów" (bo tak nazywali ludzi) się zakończyła, a ci, którzy nie sprzymierzą się z kosmitami zostaną wybici jak muchy. No to uciekamy z tego wieżowca i wracamy samolotem do Polski. Byłem zmuszony ukrywać się przed FBI z kosmitami na czele, a w tym wszystkim pomagał mi Lech Wałęsa. Potem uciekłem do domu mojej babci, która mieszka na trzecim piętrze, gdzie mama dała mi maść, który sprawiała, że mogłem skakać z dowolnej wysokości bez konsekwencji pod postacią połamanych części ciała. No i do mojego domu wbijają FBI z kosmitami to wyskakuję z balkonu. Następnie jestem ja z moim nowym kolegą, kilka lat po tych zdarzeniach, kiedy ludzie i kosmici się pogodzili (w radiach ogłaszali "Nareszcie nastała nowa era - <<Krystalizatorzy pogodzili się z kosmitami>>! Radujmy się!"), no i on miał niedźwiedzia polarnego, którym razem szczuliśmy Lecha Wałęsę (który kiedyś uratował mi życie), który uciekł do jeziora i wypłynął na sam środek tego jeziora. Patrzyłem na to i miałem z tego ubaw po pachy. Po odwróceniu się nie widziałem mojego kolegi, popatrzyłem w dół, a tam on i jego niedźwiedź polarny są całkowicie zgnieceni, a obok przechodzili kosmici. Tutaj sen całkowicie się urywa (budzik...).
Ja znalazłem w tym śnie tylko dwa znaczenia:
- Na matkę zawsze mogę liczyć (w końcu uratowała mnie dając mi tą maść).
- Jestem fałszywy (szczułem i miałem ubaw z Lecha Wałęsy, który kilka lat wcześniej uratował mi życie.
Jeszcze raz informuję - sen nie był wymyślony na poczekaniu, tylko naprawdę mi się przyśnił.