RE: [RolePlay] Magic World
Tymczasem jeden z kotów Cecilii zeskoczył z jakiejś wysokiej szafki w komnacie Cecilii na podłogę. Podbiegł do ogromnej szafy na ubrania, zaczął pukać w drzwiczki łapką, w końcu trochę je uchylił. W środku stał schowany Fred.
Kocurek usiadł, spojrzał na Freda, miauknął.
- Wynocha! - Fred trącił kocura butem, ten podreptał gdzieś w głąb komnaty.
Tymczasem w sali głównej:
- Pani! Cóż to jest?!!?!??! - Krzyczał Andy Peterov, stał odwrócony, plecami do stwora, spoglądał na Cecilię.
Cecilia zamknęła oczy, myśli wróciły, zobaczyła wszystkie wojny, śmierci, masakry... Zobaczyła gębę Malacatha...
- Nieee, tak nie będzie... - Powiedziała, otworzyła oczy, zauważyła kryjącą się Azulę za Dianą, biegnących na nie Elfów. Cecilia spojrzała na Czarodzieja, wpatrującego się w stwora. Miał w ręce swoją Różdżkę.
Cecilia wystawiła rękę, przyciągnęła do siebie Różdżkę Czarodzieja.
- Bombarda! - Cisnęła w biegnących Elfów, cała grupa wyfrunęła w powietrze, uniósł się dym.
- Firestorm! - Cecilia wytworzyła pierścień ognia, główni goście i czarodzieje, którzy byli jeszcze w sali znaleźli się w środku. Malacath był poza okręgiem, kilka elfów jednak było w środku. Z ognia zaczął unosić się dym, przez co oko krakena zostało zasłonięte, hipnoza przestała działać.
- ANDY! Stwórz Barierę! Zbierz wszystkich w środku, pamiętaj, aby użyć zaklęcia zmywającego wszystkie uroki i czary(to, którym nafaszerowany jest wodospoad u Gringotta), żeby ten stwór już nikogo nie omamił!!!! - Krzyknęła Cecilia,
- Ta Różdżka jest zbyt słaba... - wyrzuciła Różdżkę, następnie zaczęła biec w stronę schodów.
Tymczasem siedzący Vincent ocknął się, jako jedyny siedział jeszcze przy stole najważniejszych osobistości. Zauważył dookoła ogień, dym... Podniósł się, wyjął z pleców kawałki szkła...
Andy Peterov utworzył w środku kręgu z ognia dosyć sporą kulkę, barierę, użył wielu zaklęć.
Cecilia wbiegła na schody. Zauważyła Naczelnego Dementorów.
- Proszę... Zniszcz Malacatha... - Powiedziała szeptem, następnie pobiegła dalej.
Naczelny Dementorów wleciał do sali głównej. Zobaczył Unoszących się w powietrzu Dementorów, nie poruszali się, zawiśli w powietrzu. Naczelny zaczął fruwać po sali, wydał rozkaz, aby Dementorzy odzyskali świadomość. Dementorzy Zaczęli lecieć w dół, rzucili się na Elfy, jednak przez to ogień wytworzony przez Cecilię zgasł, gdyż Dementorzy tworzyli lód i mróz.
Tymczasem Malacatha zaatakowało 5 Dementorów... Każdy Pocałunkiem Dementora... Malacath uniósł się w powietrze...
Vincent zauważył kilka Elfów dookoła niego. Rzucił się na niech, zmiażdżył, połamał im kości, wyrzucił poza resztki kręgu ognia.
- Szybko! Wchodźcie tutaj! - Krzyczał Andy. Królowa Angelica, Dyrektor Hogwartu, Profesorzy, Dyrektor Gringotta, reszta głównych gości - Wszyscy weszli do kuli ochronnej wytworzonej przez Andy'ego.
Królowa Angelica płakała.
- Co tutaj się dzieje? - Pytała. Dyrektor Hogwartu ją pocieszał.
Vincent jako jedyny, zauważył, że Cecilia biegnie po schodach na górę, natychmiast podreptał, zgarbiony, za nią.
Tymczasem do sali głównej wpadło wielu strażników, którzy jeszcze żyli, natychmiast rzucili się na wszystkie Elfy, które znajdowały się w sali... Bitwa trwała, pył i dym unosił się w całej sali, nikt nie zauważył, że Królowa Cecilia pobiegła na górę.
Tymczasem do Sali głównej przbyło 5 głównych Aurorów, najstarszych, najpotężniejszych, 5 ich głosów było równe z jednym głosem Ministra Magii.
- Aurorzy! Witajcie! - Ryknął Andy, stali przed kulką-barierą, reszta była już w środku.
- Witaj, Aurorze Peterov. - Powiedział Jeden z głównych.
- Cały zamek spłynął już krwią... Dziedziniec, mury, pobliskie okolice... Wszystko płonie, ocieka krwią... Port - Zmiażdżony, wiele okrętów spłonęło...
- JAK TO?! - Ryknął Andy.
- NIEMOŻLIWE! MUSIMY COŚ ZROBIĆ! - Ryknął.
- Jako iż aktualnie Ministerstwo nie jest pod wodzą żadnego Ministra Magii, My jako główni Aurorzy sami podjęliśmy tą decyzję. Postanowiliśmy zbudzić Smoka, którego posiada Ministerstwo. - Powiedział jeden z Aurorów.
- CO?! - Ryknął Andy.
- Aurorze, za chwilę przybędzie tutaj Smok... Za chwilę przybędzie tutaj więcej Aurorów... Zebraliśmy Aurorów rozesłanych po wielu krajach... Atak na zamek Królowej i na samą Królową nie może zostać ignorowany... Trzeba zmiażdżyć tego, kto odważył się dopuścić się takich czynów...
Andy dyszał, zauważył, że w ich stronę biegnie ogromna grupa Elfów.
- Za wszelką cenę musimy uratować zamek Królowej przed upadkiem... Za wszelką Cenę musimy zabrać stąd Królową. Gdzie Ona jest?! - Ryknął jeden z Aurorów, reszta wyciągnęła Różdżki.
- Królowa poszła po swoją Różdżkę... Powiedziała, że sama również stanie do walki. - Powiedział Andy.
- Wydała jeszcze jakieś rozkazy?! - Ryknął jeden z głównych Aurorów.
- Nie... Wszyscy byliśmy zaskoczeni, zaatakowali tak nagle... - Mówił Andy.
Aurorzy cisnęli zaklęciami w grupę nacierających Elfów, zmiażdżyli ich mocą zaklęć.
- Aurorzy! Musimy uratować ważne osobistości! - Andy wskazał barierkę, którą stworzył.
- Kto kazał stworzyć barierę wokół całego zamku?! Przecież wiele ludzi wroga jest już poza murami! - Ryknął jeden z Głównych Aurorów.
- Szanowni... To był akurat rozkaz Królowej... Nie wiedziała, jak wygląda sytuacja na zewnątrz, ale fakt... Ten stwór nawet przedostał się przez barierę... Aczkolwiek Elfy, które są tutaj z nami, a została ich garstka... Są w pułapce, razem ze swoim Lordem. Reszta ich wojsk przebija się przez barierę! - Wrzeszczał Andy.
- Ta Bariera nie wytrzyma dłużej niż 10 minut!!! Albo teraz zniszczymy tego samozwańczego Drania, albo stracimy szansę! - Ryknął jeden z Głównych.
- My poprowadzimy dalszą defensywę! - Powiedział jeden z Głównych. Było ich 5: Ervest, Andrus, Penny, Felicjusz, Zdruwus.
- Zaczekajmy na Królową... Musimy... - Powiedział Andy, Ervest go uciszył.
- Zdruwusie, Felicjuszu, zostańcie tutaj i brońcie gości. My ruszamy na Malacatha! - Ryknął Ervest.
Ervest, Andrus, Penny deportowali się w pobliże Malacatha...
Tymczasem, poza murami zamku:
Drzewa w lesie zbudziły się, las był blisko krakena... Drzewa zaczęły atakować Krakena swoimi ogromnymi gałęziami, zaczęły plątać jego macki pnączami...
Z lasu zaś wypełzły ogromne Pająki... Były bardzo duże... Zaatakowały wojska Malacatha stojące przed Murami... Wiele Pająków przeskoczyło Mury, Zaczęły atakować i owijać pajęczyną Krakena...
Z nieba wyłoniło się Ogromne Stado Gargulców... Kamienne stwory zaczęły ciskać ogromnymi kamieniami w Krakena - Walili bydlaka głównie po gałkach ocznych, chwytali również wiele Elfów, następnie spuszczając je na dół, zabijając od upadku.
Przyfrunęło wiele Gryfów podległych Cecilii... Rzucili się na wojska wroga... Miażdżyli ich.
Strażnicy wbiegli na mury, z rozkazu Andursa. Podbiegli do jeszcze nie zniszczonych katapult... Zaczęli ładować na nie płonące kamienie, następnie zaczęli ciskać ogromnym, płonącymi kamulcami w Krakena...
Cecilia biegła po schodach, wyglądała przez okna... Wszystko płonęło... Wiele osób fruwało w powietrzu... Hałas był potężny...
Cecilia wbiegła do swojej komnaty, zauważyła Różdżkę na stoliku. Podbiegła, oparła ręce o stół, chciała chwycić Różdżkę, jednak zza jej pleców wyłonił się Fred, pierwszy chwycił Różdżkę Królowej, odskoczył kawałek.
- Co?! Fred? Co Ty tutaj robisz?! - Krzyczała.
- Aaah! Królowo... Aleś się grzebała! Miałaś przyjść tutaj... - Spojrzał na zegarek. - Dobre 20 minut temu! - Chichotał.
Fred postawił na ziemi swoją walizkę, schował Różdżkę Cecilii do garnituru, wyjął swoją, Wycelował w Cecilię.
- Powiedz mi szybko, co się tutaj dzieje. - Powiedział Fred.
- Mal... Malacath... Zaatakował mój zamek... - Powiedziała Cecilia, była cała zdenerwowana, nie mogła poukładać myśli, ani się skupić...
- Hmm? Doprawy? Dureń... Nie zaczekał na sygnał. - Powiedział Fred.
- Oddaj mi... Różdżkę... Muszę go zabić. - Powiedziała Cecilia.
- Zabić? Ty, Cecilio? Proszę, proszę! Hahaha! - Śmiał się Fred.
- W takim razie, chodźmy! Nie każmy nikomu czekać! - Fred podszedł do Cecilii...
![[Obrazek: 5ZxkCR0.gif]](https://i.imgur.com/5ZxkCR0.gif)
☠ Hi there my dear! Turn back! Turn back... ☠
♛♛♛
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 25-November-2019 20:37:56 przez DevilxShadow.)
|