RE: [RolePlay] Magic World V - The New Era
Sisyphus pokiwał głową... wiedział że Entoma nie jest zbyt rozmowna, obrzucił całe jej ciało swoim spojrzeniem gdy odwróciła się do niego plecami, zmierzył ją od stóp po głowę, pokiwał wolno głową, a następnie ruszył przed siebie wkraczając głębiej na teren zamku...
Czarny Rycerz przeszedł nieco terenu zamkowego, a po chwili dostrzegł księcia Lorenzo w towarzystwie dwóch wojowników cesarskich... natychmiastowo ruszył w ich kierunku i zbliżył się po chwili...
Lorenzo w tej chwili aż wytrzeszczył oczy.. mocno się zaszokował.
- Cooo?! Sisyphus Sannes! - krzyknął dosyć głośno książę i rozłożył ręce
Czarny Rycerz zaśmiał się mrocznie pod hełmem...
- Lorenzo Carraboth Bal, syn Cesarzowej Isabelli Carraboth Bal i... - powiedział Sisyphus, jednak nie zakończył zdania wspominając imię ojca chłopaka, samego Boga Ignathira... Rycerz również rozłożył ręce... po chwili mężczyźni uściskali się lekko, gdyż Sisyphus miał na sobie swoje ciężkie czarne uzbrojenie...
Lorenzo zerknął na dwóch wojowników.
- Dzięki panowie. Do zobaczenia! - powiedział
Dwóch wojowników ukłoniło się przed księciem, kiwnęli także głowami do Sisyphusa, a następnie ruszyli w kierunku bramy zamkowej aby opuścić teren zamku...
- Ale ja cię dawno nie widziałem! Noo no! Co ty tutaj robisz? - spytał Lorenzo
- Przybyłem do stolicy w kilku sprawach... wszystko po kolei... najpierw muszę porozmawiać z Twoją Matką... podobno nie ma jej tutaj aktualnie... - mówił Sisyphus
- Ugghh noo... matka często wychodzi... cóż, jest zabiegana... - odparł Lorenzo
- Opowiadaj, co u ciebie słychać... - odpowiedział Sisyphus
- Wszystko w porządku, codziennie trenuję, zdobywam nowe umiejętności, korzystam też z życia... - wymieniał Lorenzo
- Hahah no tak.. masz najwspanialszą pozycję... masz wszystko czego zapragniesz, możesz zrobić co zechcesz... mimo tego jesteś skazany na tkwicie w cieniu potężnej matki, dzięki temu jednak masz również barierę ochronną.. hmm to wszystko bardzo ciekawe.. - mówił Sisyphus
Lorenzo przewrócił oczami i westchnął lekko
- Lorenzo.. masz już jakąś kobietę? A może kilka... - powiedział niespodziewanie Sisyphus
- Ughh, na ten moment nie... ale już niebawem... - odparł wzburzony nieco Lorenzo mrużąc oczy
Sisyphus zaśmiał się głośno, pokręcił lekko głową i szturchnął lekko pięścią w bark młodzieńca..
- A co w Volturus i waszych terenach? Co w Bractwie? - spytał Lorenzo zmieniając temat
- Bractwo jest potężne, tereny zrobiły się ogromne, jednostek i wojowników mamy ogrom... wszystko pnie się ku górze... podczas mojej nieobecności status lidera otrzymał Azazlef... wierzę, że mnie nie zawiedzie... - mówił Sisyphus wolno
Lorenzo pokiwał głową słuchając rycerza...
Callisto natomiast przechadzała się jedną z uliczek Volturus, nieopodal znajdował się również dobrze widoczne tereny Mistycznego Lasu... Czarownica po chwili dostrzegła i usłyszała szlochanie, malutkiego dziecka... zobaczyła że przy jakimś drewnianym znaku stoi mały chłopczyk... Czarownica uśmiechnęła się szaleńczo i podeszła do dzieciątka... po chwili jej cień zakrył malutkiego chłopaczka, a ten uniósł lekko główkę do góry...
- A co ty tu robisz, maleńki? - spytała Callisto uśmiechając się szaleńczo
- Ccczzzy widziaaałłłaa P-ppaaanni moją mamusię i tatę? - spytał sepleniąc i płacząc dzieciak, ocierał łzy z twarzy rękawem.
Callisto nie mogła wytrzymać ze śmiechu, powstrzymywała się jednak... widok ryczącego dzieciaka sprawiał jej dużą satysfakcję... w tej chwili przykucnęła przy dzieciaku i położyła swoje dłonie na jego mokrych czerwonych policzkach... zerknęła mu prosto w twarz...
- Ojj, malutki... zgubiłeś się? - spytała piskliwym i fałszywie troskliwym głosem
Dzieciaczek pokiwał głową nadal szlochając
- Czzzyyy wie pani.. zaprowadzi... - mówił strasznie sepleniąc przerażony dzieciak
Callisto zachichotała leciutko nie otwierając ust, jej oczy aż błysnęły... była mocno podekscytowana...
- Choodź, malutki... zaprowadzę cię do rodziców... - powiedziała czarownica prostując się i podając rękę dzieciątku... dzieciak chwycił dłoń czarownicy... Callisto uśmiechnęła się straszliwie, a następnie wolno ruszyli przed siebie...
Tymczasem Wezyr Thant wziął wszystkie potrzebne dokumenty i zapiski, stanął przed lustrem i jeszcze raz przejrzał swój strój, a także włosy... włosy ułożył perfekcyjnie, poprawił w tym momencie jeszcze jeden nierówny włosek, puścił oczko sam do siebie w swoim odbiciu, a następnie teleportował się... pojawił się tuż przed bramą zamku Cesarzowej Isabelli Carraboth... ruszył dosyć wesołym krokiem przed siebie gwiżdżąc pod nosem...
Isabella czekała na Vanessę w jej salonie jakieś 15 minut... Pani Kapitan po chwili zeszła na dół, przebrała się w nieco lepszy strój i ubrała ładniejszy kapelusz, przemyła także twarz i lekko pomalowała, okiełznała także lekko potargane wcześniej włosy.
- Wybacz, że musiałaś czekać Isabello... jestem już gotowa...
Cesarzowa powstała z krzesła i podeszła do Pani Admirał, uśmiechnęła się do niej, a następnie chwyciła jej dłoń w swoją... palcami w drugiej dłoni Isabella pstryknęła i zaraz po chwili kobiety teleportowały się tuż do sali tronowej w zamku Isabelli... pojawiły się na samym środku...
Vanessa zachwiała się lekko, ale zdołała opanować równowagę...
- Uggh, szlag... nie lubię tego... nienawidzę... - syknęła.
- Uff, wiem że wolisz drogę morską... jednak nie było teraz czasu... a rozmowy nie będą długie... - odparła Isabella chichocząc lekko na to jak zareagowała Vanessa na teleportację
☠ Hi there my dear! Turn back! Turn back... ☠
♛♛♛
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06-January-2025 22:37:02 przez DevilxShadow.)
|