RE: [RolePlay] Magic World 2
Tymczasem na teren dosyć sporej farmy wdarło się dwóch Młodzieńców. Przeskoczyli przez kilka płotów i szli po polu, wyjąc ze śmiechu, klepiąc się po plecach, wypalając kolejne papierosy i rzucając je na ziemię.
- O ku**a, Antony, patrz! - Wrzasnął Harold i podbiegł do rosnącej w ziemi kukurydzy.
- Hahah, kukurydza! - Krzyknął, wyrywając dwie, po chwili zaczął nimi machać na wszystkie strony, psując kukurydzę. Jego kumpel wył ze śmiechu.
Harold deptał kukurydzę, pluł na nią, dewastował.
- Niechaj płooonieee, kukurydza dziś! - Wydarł się, udając śpiew, a po chwili cisnął petem na kukurydzę, zapalając ją.
- Hahahahahhahaha! - Antony wył ze śmiechu, trzymał się za brzuch.
Młodzieńcy ruszyli dalej, przed siebie.
- Patrz, Harold! Dynie! - Wrzasnął Antony i podszedł do przepięknych, ogromnych i symetrycznych dyń.
Pośród traw dojrzał leżącą łopatę, natychmiast ją podniósł i zaczął nią kręcić aby następnie wymierzyć cios w dynię, całkowicie ją rozwalając.
- Hahahahahhahahaa! - Wył Harold. Widok pękającej na pół dyni najwyraźniej bardzo go bawił.
Antony rozpieprzał kolejne dynie, kopał i niszczył, rozgniatał niczym robactwo, śmiejąc się paskudnie.
W końcu Antony odrąbał górę dyni, następnie łopatą wygrzebał wszystko ze środka dyni, a następnie odrzucił łopatę w bok. Chwycił rozporek i rozchylił go, a następnie oddał mocz do środka dyni...
Harold wył ze śmiechu, upadł na ziemię i trzymał się za brzuch, turlał się.
Gdy Antony skończył, zapiął rozporek. Był zadowolony ze swoich czynów. Kumple ruszyli dalej, ponieważ zauważyli wiatrak stojący na farmie, a obok dom.
- Co to za pierdolo** chata? Zabite dechami parszywisko?! - Wrzasnął Antony, plując gdzieś obok siebie.
Harold zaczął walić do drzwi.
- Co ty, ku**a?! Myślisz, że ktoś tu mieszka? - Wrzasnął ironicznie Antony.
- Wpierdala* się jak do siebie! - Krzyknął Antony, rozwalając szybę.
Młodzieńcy zaczęli walić łopatami w drzwi, po chwili je rozwalili i wdarli się do środka.
- Ale zatęchły smród! - Wrzasnął Harold, trzymając się za nos.
- Taa! - Odparł Antony, rozglądając się.
- Dobra, działajmy. - Rzekł Harold i huknął łopatą w szafkę, całkowicie ją demolując. Antony mu wtórował, rozpieprzając obrazy wiszące na ścianach.
Młodzieńcy rozwalali co tylko się dało, plując co chwilę. Szarżowali tak przez 5 minut, gdy jednak zaczynali się rozkręcać, Harold coś usłyszał...
- Czekaj! Cicho! - Krzyknął, wystawiając rękę w stronę Antony'ego, ten zaś przestał hałasować.
- Co jest, ku*wa?! - Spytał Antony.
- Coś... Coś tu jest. - Powiedział Harold, po chwili deski na wyższym piętrze głośno i przerażająco skrzypnęły. Po chwili coś wydało przerażający, jednak niezbyt głośny ryk...
- Co ty gadasz? Wynoszę się stąd! - Powiedział Antony, odrzucając łopatę. Zaczął biec ku wyjściu.
- Czekaj na mnie, gnojku! - Wrzasnął Harold i pruł za nim. Młodzieńcy wybiegli na pole i gnali szybko przed siebie, strasznie się bojąc.
- Szybko! - Biegli przez pole, nagle jednak Harold się zatrzymał i spojrzał w stronę domu. W progu zauważył Scarecrowa, który stał zgarbiony, w rękach trzymając swoją Kosę...
- O KUR*A! - Ryknął Harold, upadając na plecy.
Antony na krzyk przyjaciela zatrzymał się i również odwrócił.
- Szlag! - Ryknął, a następnie podbiegł do Harolda i próbował go podnieść.
Scarecrow uniósł głowę... Młodzieńcy ujrzeli jego potworne oczy i wrzasnęli ze strachu, Antony również się wywrócił, ale natychmiast zaczął się czołgać w stronę płotu...
Scarecrow uniósł w powietrze swoją Kosę, a następnie trzymając ją jedynie w prawej ręce, wycelował w wandali...
- Kur**?! Co jest, Ku**?! - Wrzeszczał Antony... Zaczął sunąć po ziemi, coś przyciągało go w stronę paskudnego domu... Harold zaczął sunąć zaraz za nim.
- Kur**!!! - Wrzeszczeli Młodzieńcy, próbowali się czegoś chwycić, jednakże na próżno, gdyż sunęli po glebie...
Młodzieńcy zbliżali się do Scarecrowa, wyjąc ze strachu i strasznie się szamocząc... Jednak moc, która ich przyciągała była znacznie potężniejsza od nich.
Scarecrow zaczął się cicho śmiać, młodzieńcy usłyszeli jego chichot.
- Gnido! Bydlaku! - Wrzeszczał Harold. Po chwili, młodzieńcy znaleźli się tuż przed Scarecrowem... Ujrzeli go z bliska, wrzeszcząc, natychmiast zaczęli szukać po kieszeniach swoich Różdżek. W końcu je znaleźli i wycelowali w Scarecrowa.
Czarnoksiężnik zamachnął się swoją Kosą, przepoławiając Różdżki przyjaciół, a następnie podszedł do Harolda i chwycił go za fraki, unosząc w górę... Scarecrow patrzył na Harolda, ten zaś wył ze strachu... Po chwili, Scarecrow otworzył gębę, z której wyfrunęło sporo proszku, który huknął prosto w twarz Harolda... Ten natychmiast zassał go nosem i ustami, Scarecrow puścił go, ten padł na kolana... Zaczął się dusić, kaszleć i pluć krwią.
Antony wył ze strachu, cofał się... Widok Harolda go przerażał.
Scarecrow szybko go dopadł i zamachnął się kosą... Odrąbał mu bezlitośnie głowę, która poturlała się kawałek dalej, sztywne ciało zaś padło na plecy.
- KurrrrRRr... - Bełkotał duszący się Harold, spoglądając na przyjaciela. Nadal klęczał.
Haroldem zaczęło miotać po ziemi... Dusił się, plując paskudnym piaskiem i krwią.
Scarecrow podszedł do niego i potężnie kopnął go w mordę, Młodzieniec padł na plecy. Szybko próbował się podnieść, gdyż to zwiększyło wielokrotnie jego ból... Miał problemy z wypluwaniem piachu i krwi z gardła.
Scarecrow postawił nogę na jego klatce piersiowej, przez co młodzieniec nie mógł się ruszyć... Chwycił się za gardło, trzepotał się bezradnie...
Scarecrow zabrał nogę z klatki piersiowej i postawił ją na gębie Harolda, przyciskając ją do ziemi... Cała jego głowa zaczęła zapadać się pod glebę, na której leżał. Czarnoksiężnik wymierzył swoją Kosę, a następnie sprawnym ruchem ciął gardło młodzieńca, oddzielając głowę od ciała.
Po chwili, Scarecrow podniósł ciała wandali i zawiesił na stojakach dla Strachów na Wróble. Przywiązał do stojaków ciała pozbawione głów, śmiejąc się.
- Parszywe zwierzęta... Podłe gnidy... - Rzekł Scarecrow, spoglądając na wiszące ciała.
- Rośnijcie, roślinki... - Zaczął.
- Rośnijcie, budźcie się, ożyjcie dla mnie... - Mówił, celując w ciała swoją Kosą.
Scarecrow zaczął wypowiadać Czarnoksięskie zaklęcia, a także zaklęcia z dziedziny Nekromancji, którą stworzył Lord Carraboth... Wypowiedział kilka zaklęć, następnie wsadził dłoń do swojego wora i wyciągnął z niego sporą garść prochu... Sypnął prochem na martwe ciała, a następnie spoglądał w skupieniu na martwe cielska.
Po kilku minutach ciszy, nagle ciała zaczęły się lekko poruszać... Budziły się. Po chwili, nabrały więcej siły i zaczęły się potężnie trzepotać, próbując uwolnić się z wiązów, które przykuwały ich do stojaków... Po chwili, Bezgłowym ciałom udało wyrwać się z więzów i padły na ziemię, klęcząc przed Scarecrowem w bezruchu...
Scarecrow zaśmiał się.
- Ahhh! Moje Bezgłowe, milczące roślinki... Moje pacynki... Wstańcie. - Machnął dłonią, Bezgłowe ciała posłusznie wstały.
- Witajcie, moi Bezgłowi Czarnoksiężnicy... Żwawo wyrwaliście się z więzów, do których was przywiązałem... A to znaczy, że zaklęcia działają... Jesteście mężni, silni. - Mówił, spoglądając na ich posturę, która znacznie nabrała mięśni.
Scarecrow obszedł ich dookoła, uważnie im się przyglądając, idąc lekko zgarbionym...
- Moje proszki działają... Wyśmienicie, wybornie... - Mówił Scarecrow, wyciągając zza pazuchy Eliksir.
- Prochy, eliksiry, zaklęcia, ahhh! Wyśmienicie, wyśmienicie... - Mówił, wąchając eliksir, który emanował czarną magią... Scarecrow zaciągał się paskudną wonią eliksiru, lubując się w Czarnej Magii...
- Teraz muszę sprawdzić wasze Czarnoksięskie umiejętności, moi Bezgłowi... Bez nich będziecie dla mnie tylko chwastem, który usunę... - Mówił, rozglądając się w poszukiwaniu ich Różdżek.
- Ahh... Wasze Różdżki... Pozostały po nich jedynie zgliszcza... - Powiedział Scarecrow.
☠ Hi there my dear! Turn back! Turn back... ☠
♛♛♛
|