[Opowiadanie] Stuletnia wojna
Z tego co wiedzę parę osób zamieszcza tutaj swoją twórczość, więc i ja postanowiłam to zrobić, bo właściwie czemu nie. :)
Nie jest to szczególnie długie i podzielone na małe części, właściwie to taki jedynie zarys fabuły... Nie jest to też szczególnie oryginalne, ale cóż. Od czegoś trzeba zacząć.
Rozdziały będą wrzucane mało systematycznie - raz ma się wenę, a raz nie, w formie edycji wątku. Nie lubię niepotrzebnego zakładania kolejnych wątków.
Prolog
~~~
Większość Arheim spowijały ciemne burzowe chmury nie przepuszczające ani promyka słońca. Mimo, iż był środek dnia w wielu miejscach drogę trzeba było oświetlać pochodnią. Taka pogoda oznaczała tylko jedno - sztorm, a co za tym idzie miasta portowe są zagrożone. Petra siedziała przy ognisku na jednej z półek skalnych obserwując zachmurzone niebo. Mam nadzieję, że mieszkańcy Ravier są przygotowani - zastanawiała się. Los mieszkańców tego portowego miasta, jak każdego innego, był dla niej niezwykle ważny. Za zadanie wzięła sobie pomaganie Arlei w ochronie tej krainy. Gdyby wszyscy tam zginęli byłaby to wielka tragedia, ale zapewne król wysłałby grupę poszukiwawczą, która miałaby za zadanie jedynie znaleźć wszystkie ukryte ruinach skarby. Chciwość od dawna niszczyła władcę Arheim, wystarczyło tylko czekać aż go zabije.
Ziemia lekko się zatrzęsła. Obok Petry wylądowała biała jak śnieg smoczyca zamykając swoje dwie pary błękitnych od wewnątrz skrzydeł.
- Jak wygląda sytuacja z góry, Arleo? - dziewczyna zapytała podchodząc do gada.
- Nie ma o czym mówić. Nie lepiej niż stąd... Widziałaś już może jakąś błyskawicę? - powoli przysiadła na ziemi.
- Z jedną, dwie... - w tym momencie z impetem w oddali uderzył wielki piorun. 3 sekundy później rozległ się grzmot... Jednak to nie było tak daleko - Oho! O wilku mowa - oparła się o bok gada.
Kilka chwil później kolejny rozbłysk światła przedarł się przez czarne chmury i kolejny grzmot zwiastował burzę. Zawiał silny wiatr, zdmuchując ognisko, które nie tak dawno dawało ciepło. I kolejny piorun, kolejny grzmot... Niespodziewanie jeden z nich trafił wprost na rysujące się w oddali Ravier. Arlea aż podskoczyła z wrażenia, co przy jej wadze i stabilności jest nie lada wyczynem na błyskawicy.
- Szybko, musimy tam lecieć! - podniosła się na równe nogi, chwyciła w pysk Petrę i posadziła na swoim grzbiecie.
Nim dziewczyna zdążyła się porządnie chwycić smoczyca wzbiła się w powietrze. Machała skrzydłami coraz szybciej, by pokonać opór wiatru.
-Z-zwolnij!
Zniżyła wysokość lotu do tego stopnia, gdy wiatr osłabł. Arlea niemal zahaczała swoimi łapami o korony drzew. Niedługo było im jednak w miarę spokojnie lecieć, gdyż zza wzgórza wyłoniło się Ravier, całe w ogniu. Smoczyca wylądowała na tymże wzgórzu obserwując całe zajście. Wszędzie zniszczenie, woń spalonego drewna i krzyki ludzi. Petra zeskoczyła na ziemię.
- Dlaczego się zatrzymałaś?! Chodźmy tam i im pomóżmy! - wrzasnęła patrząc wprost na towarzyszkę.
- ... Nic tu nie zdziałamy - powiedziała zrezygnowanym głosem.
- To do ciebie niepodobne!
- Coś mi mówi, że powinnyśmy się stąd wynosić - rozłożyła skrzydła.
- Nigdzie nie idę, no chyba, że pomóc mieszkańcom - dziewczyna była gotowa pobiec w kierunku płonącego miasta.
- ZOSTANIESZ TUTAJ! - warknęła, po czym wzięła głęboki wdech - Coś mi mówi, że to nie jest zwykły wypadek...
- A czym to "coś" jest jeśli mogę wiedzieć? To twoje przeczucie może i uratowało nam parę razy tyłki, ale instynkt to nie wszystko! Sama mi mówiłaś, że dla innych mamy być gotowe przypłacić życie-...
Wielki huk przerwał kłótnię. Wśród czarnych jak smoła chmur pojawiło się czerwone światło. Obłoki zaczęły niespokojnie wirować.
- O tym mi mówiło to moje przeczucie. Powinnyśmy uciekać - gotowa do odlotu Arlea trzymała się jednak kurczowo ziemi. Strach i ciekawość nie pozwalały jej się ruszyć, jak z resztą Petrze.
Wirujące chmury rozerwała swoim pyskiem wielka bestia. Świetliste, czerwone oczy przepełnione były nienawiścią. Czarny jak noc smok nurkował w kierunku trawionego przez ogień Ravier (...)
~~~
Tak oto prezentuje się prolog. Krótki wstęp do wydarzeń. Zdradzić mogę tylko tyle, że pierwszy rozdział nie jest bezpośrednią kontynuacją tych wydarzeń. ;P
|