♢Rozdział 4♢
Kalis i jego setna armia wojowników byli już bardzo blisko miasta Minefox. Wyprawa trwała od wczoraj i dzięki doskonałej znajomości archipelagu przez Mistrza nie trwała ona długo. Nie minęło długo czasu a ujrzeli swój cel podróży.
Nagle weszli do lasu by nikt z daleka ich nie zauważył. Chelsea maszerowała obok Kalisa, który po chwili do niej przemówił:
-Ty musisz zacząć - Wyjaśnił - I pamiętaj, masz zabić tylko swój cel.
-Tak jest, Mistrzu!
-Średniego wzrostu mężczyzna z czarną długą brodą, łatwo rozpoznać...
Wkrótce byli już niemalże przed murami, lecz nadal kryli się w zaroślach i krzewach, by pozostać niezauważonym:
-Teraz moja uczennico... - Oznajmił Kalis.
-A... Ale że już?
-Tak, już...
Chelsea przełknęła ślinę i zaczęła przebiegać między krzakami. Szukała dogodnego wejścia do fortecy. Nagle zauważyła że pewna część murów jest bardzo słabo strzeżona. Na murach stało wyłącznie trzech strażników, z czego jeden spał.
Dziewczyna postanowiła najpierw wejść na wysoką sosnę rosnącą obok. Gdy już to zrobiła, wyciągnęła swój harpun, po czym wycelowała go we wieżę i wystrzeliła. Ostrze mocno wbiło się w ścianę, lecz strażnicy byli za bardzo oddaleni by to zauważyć.
Chelsea skoczyła w dół i odwróciła działanie przyrządu, dzięki czemu poleciała na wciągającej się linie w kierunku ściany. Jej fioletowo-czerwone włosy powiewały bujnie podczas lotu.
Po krótkim czasie wciągnęła się po linie do miejsca wbicia ostrza. Szybko podeszła do krawędzi wieży, by zauważyć aktualny stan strażników, który na jej szczęście się nie zmienił.
Zwinnie skoczyła w dół, zrobiła kilka przedmiotów i schowała się za stojącą beczką wina. Następnie po chwili znowu przeturlała się w stronę straży. Gdy była dostatecznie blisko, przygotowała swoją kuszę oraz jeden z dwóch średniego zasięgu noży. Wystrzeliła strzałe w śpiącego strażnika jednoczeście wbijając ostrze w głowę drugiego który ledwo co skończył rozmawiać z kimś na dole. Niestety trzeci skapnął się co się dzieję, więc postanowił ztaranować skrytobujczynie. Ta ,niezrażona tym, zrobiła unik, odbiła się i kopnęła go w plecy doprowadzając do przewrócenia celu. Następnie udało jej się wykończyć wroga.
Była pod wrażeniem samej siebie. Nie mogła uwierzyć że wykończyła trzech strażników Minefox. Czuła lekki wyrzutek sumienia, gdyż po zdradzie Kalisa tu mieszkała, lecz szybko zapomniała o tym i pomknęła dalej.
Bardzo zwinnie przemieszczała się między budynkami w poszukiwaniu celu
***
Zed lekko się denerwował:
-Panie, gdybyś wysłał mnie, już dawno zaczelibyśmy atak... Dlaczego czekamy tak długo?
-Spokojnie Zed, Musimy dać jej trochę czasu... Wiem że moglibyśmy to zrobić szybciej, lecz potrzebuję tego Kèndo. Ja muszę ją lepiej wyszkolić, a lepiej niż w ten sposób się to nie stanie!
Nagle do konwersacji dołączył się Filip:
-Panie, całkowicie Cię rozumiem - powiedział - Lecz to jest szturm na siedzibę Banana, a nie jakieś pojedyńcze miasto. Czy to rozsądne ryzykować w tak ważnej bitwie?
-O to chodzi... Zleciłem jej dość proste zadanie, a jeśli uda jej się je wykonać, uwierzy w siebie jak nigdy dotąd...
***
Chelsea skakała po budynkach, lecz nadal nikogo nie widziała. Miała już w siebie zwątpić, gdy nagle zauważyła swój cel - Zmierzał do bramy głównej. Wnet jej uwugę przykuła inna osoba. Zauważyła że drugi najlepszy dowódca armii jest całkowicie bez obrony i zmierza do jednej z karczm. Mistrz kazał jej zabić kogoś innego, lecz taka okazja mogła się nie powtórzyć. Gdyby zabiła słynnego generała, Kalis uznałby ją za równą tak wielkim wojownikom jak Zed czy Filip.
Szybko popędziła na dach karczmy i zauważyła że posiada ona drugie piętro z balkonem. Zeskoczyła na balkon i skryła się za ścianą. W środku rozmawiało ze sobą dwóch zwykłych obywateli. Szybko i zwinnie wpadła do pomieszczenia, zabijając ich błyskawicznie. Wpadła na genialny pomysł. Ubrała się w płaszcz jednego z nich, po czym szybko zeszła na dół.
Myślała że lepiej być nie może. Generał siedział popijając piwo, a w karczmie oprócz niego było tylko czterech ludzi. Ostrożnie podeszła do niego, udając że idzie coś zamówić, a gdy była dostatecznie blisko, poderżnęła mu gardło.
Klijenci zauważyli to i zaczęli uciekać gdzie popadnie. Dziewczyna jednak szybko pozbyła się świadków i uciekła tą samą drogą, którą weszła.
Była wniebowzięta. Miała zabić przełożonego jakiegoś zwykłego oddziału, a zabiła jednego z największych dowódców. Mistrz wyniesie ją ponad wszystkich...
***
Kalis przechadzał się wśród krzewów i nagle stwierdził:
-Dobrze, nasza kolej... Powinna już zrobić co jej kazałem.
Zed prychnął:
-Wątpie... Nawet muchy nie potrafiłaby zabić
-Miejmy nadzieję że nie zawiodła - Odrzekł Kalis - Ten człowiek musi być martwy... Inaczej wszystko legnie w gruzach...