Cześć i czołem, pewnie pytacie skąd się wziąłem!
Piszę sobie kolejne opowiadanie
Od razu mówię, że to będzie trochę zmieniona fabuła Diablo III, gdyż dopiero od niedawna interesuje się tą grą.
Kilka rzeczy mogę dodać, kilka usunąć... w skrócie... jest to moja własna historia jedynie oparta na Diablo III.
Jako iż nie mam nic więcej do powiedzenia, zapraszam do czytania
=========================================================
Rozdział 1
=========================================================
Dwie postacie szły środkiem szerokiej, piaszczystej drogi. Niebo spowijała ciemność, gdyż zachodziło już słońce i po długim, słonecznym dniu, świat otoczył mrok. Chmury także zaczęły zanikać, a na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Nad horyzontem widać było jeszcze czerwień, którą emitowały promienie słońca.
Ścieżka prowadziła wprost do ciemnego lasu. Jedna z postaci poprawiła sobie brązowy jak i jej peleryna kaptur, po czym druga zrobiła to samo, z identycznym kapturem. Po długim milczeniu jedna z postaci rzekła:
-Daleko jeszcze?
-Nie, bardzo blisko...
Weszli wgłąb lasu. Było bardzo ciemno. W lesie dominowały drzewa iglaste. Szli tak jeszcze chwilę, gdy ponad czubkami drzew pojawiła się olbrzymia góra. Postacie ustały na chwile, aby popatrzeć na górę, po czym zaczęły iść dalej.
Nagle zza krzaków wyskoczył olbrzymi pająk. Patrzył na postacie, kłapiąc przy tym olbrzymimi i ostrymi szczękami. Jedna z postaci wyjęła miecz z pochwy. Nie był to zwykły miecz. Miecz ten świecił i wyglądał, jakby był zaklęty jakąś olbrzymią mocą. Materiał, z którego był wykonany, także był dziwny i niewyjaśniony, a zarazem miał w sobie coś niezwykłego. Na rękojeści można było dostrzec złote skrzydła.
Druga postać także wyjęła swoją broń. Jednak ta przypominała bardziej włócznie, lub oszczep. Ta broń także była wykonana z tego dziwnego materiału, jednak nie świeciła tak bardzo jak pierwsza.
Pająk zaczął krążyć wokół nich, widocznie bardzo wygłodniały. Nagle skoczył, tak szybko, jak tygrys na polowaniu. Obie postacie szybko zrobiły unik. Jedna skoczyła w prawo, a druga w lewo.
Gdy pająk stał odwrócony odwłokiem, jedna z postaci wbiła mu miecz w olbrzymie cielsko. Pająk zaryczał z bólu i wściekłości. Odwrócił się błyskawicznie, po czym postawił swój odwłok prostopadle do pleców.
Z odwłoku wystrzeliła biała kleista maź. Jednak nie trafiła w rzadną z postaci, lecz w drzewo. Pająk zaczął biec w stronę postaci z ogromną szybkością. Jedna z postaci podskoczyła, po czym wbiła mu miecz prosto w ślepia. Po kilku minutach męki, pająk umarł. Olbrzymie cielsko leżało bez życia na ziemi.
-Uważajmy, roi się tu od nich, a póki co nie możemy się ujawnić za żadną cenę!
-Masz rację towarzyszu, lepiej być ostrożnym.
Postacie znowu zaczęły iść piaszczystą drogą. Zbliżali się coraz bliżej do wielkiej góry. Zaczęły się pojawiać drzewa bez liści. Wraz z każdym krokiem, trawa była coraz bardziej obumarła. Po chwili postacie doszły do stóp góry. Jakieś czterdzieści metrów nad ziemią, w górze, o której jest mowa, był wąski otwór, przez który można było się dostać głębiej. Postacie rozejrzały się wokół, aby się upewnić, że nikt ich nie obserwuje. Po chwili jedna z nich rzekła:
-Przykro mi, ale musimy się tam dostać ludzką metodą, możemy wzbudzić podejrzenia, jeśli ktoś tu się jakimś cudem znajdzie!
-Masz rację, nie traćmy czasu i okazji!
Postacie zaczęły się wspinać. Kawałek, po kawałku, byli coraz wyżej. Czasami niektóre skały osuwały się, co utrudniało wspinaczkę. Po chwili jedna postać była już na górze, po czym podała rękę drugiej, aby jej pomóc. Gdy oboje stali już przed wejściem do jaskini, jeden z nich wyjął coś, czego nie dało się określić.
Nie wiadomo, czy była to ciecz, gaz czy ciało stałe. Wyglądało jak mieszanka tych trzech typów. Wokół siebie rozsiewało zlowieszcza aurę i atmosferę. Przypominało to kamień. Jedno było pewne, nie było to nic dobrego:
-Jesteś pewien, Tyraelu, że kamień dusz będzie tu bezpieczny?
-Tak, od lat nikt tu nie zaglądał!
-Wiesz ile pracy to nasz kosztowało, aby uwiezic tam naszego wroga...
-Pamiętam Alatusie, to były podłe czasy, nie chcę, żeby wróciły...
-I zapewniasz mnie, że będzie bezpieczny?
-Tak, ukryjemy go w najbardziej nieznajomej i opuszczonej świątyni, przed która stoisz!
-A więc dobrze... Chocmy!
Postacie weszły do środka. Było bardzo ciemno. Z góry zwisaly stalagmity, a w ziemi wyryte były niewielkie otwory z wodą. Jedna z postaci wyjela kij, wyszeptala jakieś zaklęcie, po czym kij zaplonal, oswietlajac im drogę.
Szli coraz dalej i dalej. W końcu zatrzymali się przed płaską ścianą. Można było na niej dostrzec wyryte symbole. Jedna z postaci machnela kilka razy ręką przed ścianą, która rozwarla się, ukazując prawdziwe oblicze tego, co jest ukryte w górze.
Podłoga była wykonana ze złotego marmuru. Na suficie widniały najwspanialsze malowidła. Obok ścian stały posągi aniołów i innych dziwnych postaci. Sama komnata była długa i szeroka. Po środku położony był wielki czerwony dywan, prowadzący do czegoś, co przypominało ołtarz. Wzdłuż dywanu, co parę metrów, stały wysokie słupy, na których umieszczone były świece.
Postacie ruszyły ku zlotemu oltarzowi.
Zatrzymały się, wpatrując się w ołtarz:
-No dobrze, a więc powierzmy murom świątyni kamień dusz!
Postać wyjela ten niezwykły, nieokreślony kamień, po czym wyszeptala jakieś zaklęcia. Ołtarz rozwarl się na dwie części. W środku była wolna przestrzeń, do której można było coś włożyć:
-A więc żegnaj nasz wrogu! Zostaniesz tu po wieku, dopóty, dopóki nikt się nie dowie o twoim istnieniu!
Postać już wyciagala rękę z kamieniem, by włożyć go do ołtarza, gdy nagle usłyszeli głośny wybuch. Postać szybko cofnela rękę i obejrzała się do tylu wraz z jej towarzyszem:
-Sledzili nas! Chroń kamień! Za żadną cenę nie mogą go zdobyć!
Wejście, przez które weszli do komnaty wybuchło z olbrzymim hukiem. Do środka wlecialo coś co przypominało jakąś czarną smuge gazu. Tych strumieni było coraz więcej i więcej. Zaczęły krążyć wokół postaci, które przysunely się do siebie plecami.
W końcu kilka strumieni uderzyło z całą swoją mocą w ziemię. W miejscach uderzenia pojawił się dym, z którego wyszły ponure postacie.
Miały założony czarny, ponury oraz podarty kaptur. Oczy były samymi białkami, nie było widać zrenic. Nie posiadały ciała, lecz sam szkielet, z którego było czuć zapach zgnilizny. Każda z nich trzymała kosę, a z ubrań ciekla im krew:
-Oddacie go po dobroci, czy mamy użyć siły?-powiedziało monstrum zlowieszczym tonem.
Bestie zaczęły przybliżać się do nich coraz bardziej:
-Na trzy, dobrze?
-Tak Tyraelu!
Monstra były już bardzo blisko:
-Raz, Dwa...
Bestia skoczyla na jedną z postaci:
-TRZY!!!
Postać energicznym ruchem zrzuciła z siebie peleryne. Druga zrobiła to samo. Było to coś niezwykłego. Anioły uniosly się w powietrze, trzepocac złotymi skrzydłami. Pierwszy, Tyrael, nosił kaptur, w którym nie było widać żadnej twarzy. Sama pusta, czarna przestrzeń. Złota zbroja i miecz lśniły na tle ognia ze świec. Drugi anioł, Alatus, miał założony hełm, całkowicie zakrywajacy jego twarz. On również miał złotą zbroję i swoją niezwykłą włącznie. Ich skrzydła też były dość nietypowe. Z tyłu zbroi wyrastal niewielki zbiornik z licznymi dziurami, z którego wydobywaly się złote strumienie światła, tworząc skrzydła.
Jedno z monstrum zaatakowalo Tyraela, który zrobił unik i przebił je ostrzem. Alatus rzucił swoją włócznia, nabijajac na nią dwóch wrogów na raz. Demonów było coraz więcej. Anioły nie poddawaly się jednak i zabijały kolejne ich fale:
-Musimy ratować kamień!
Kamień dusz trzymał wciąż mocno Alatus. Jeden z demonów rzucił się ku niemu, jednak on szybko odepchnal go mocnym uderzeniem. Tyrael staranował mnóstwo wrogów. Demony napieraly na nich z całych sił, musiały mieć ten kamień.
W końcu gdy Alatus był skupiony na wrogu, inny demon wtrącił mi kamień z ręki. Alatus nie zdarzył go złapać... I kamień się rozbił:
-Nie, Nie, NIE
Ze szczątków kamienia wydobyła się smuga czerwonego zlowieszczego jasnego światła. Zrobiła dwa kółka wokół sali, po czym pomknela do wyjścia:
-Tyraelu! Szybko! On nie może się wydostać!
Anioły pobiegly ku smudze uciekajacego światła. Demony próbowały ich zatrzymać, lecz na próżno:
-Tam jest!
Smuga światła była już blisko wyjścia. Za wszelką cenę chciała się wydostać i być wolna. Anioły biegły tak szybko jak tylko mogły. Smuga była już przy wyjściu...
Tyrael zagrodzil jej drogę i wyciągnął swój miecz. Smuga uderzyła o podłogę. Powstała z niej okropna kreatura. Coś ochydnego i brzytkiego. Z głowy wyrastaly jej dwa duże rogi, a z pleców olbrzymie kolce. Miała kopyta, jak u krowy, a ogon jak u skorpiona.
Bestia uderzyła Tyraela z całej siły, a on runął na ziemię. Na bestię natarl Alatus. Bestia machnela ogonem, którego na szczęście, uniknął. Podskoczyl i już miał w nią wbić wlocznie, gdy...
Bestia przebiła go swoim szponem. Osunął się z bólem na Ziemie. Tyrael krzyczal:
-Alatus! Obudź się!
Jednak on leżał bez ruchu. W miejscu przebicia świeciła jasność, jakby w środku była gwiazda. Jeden z aniołów poległ.
Monstrum wydostalo się na zewnątrz. Zaczerpnelo świeżego powietrza, po czym spokojnym tonem przemowilo:
-Tyle lat w niewoli, tyle lat w otchłani...
Siły piekielne! Przyzywam Was w dzisiejszym dniu!
Nieście światu zagładę! Nieście swiatu zło i ciemność!
Wasz Pan... Odrodzil się na nowo!