RE: [Opowiadania] Niezwykła przygoda
EPIZOD DZIESIĄTY
Ten miesiąc minął bardzo szybko, ale zarazem bardzo smutno. Coroilowi wyzdrowiała ręka, więc był gotowy do walki. Bardzo chcieli aby Chelsea wróciła do nich, ale już wykorzystali kamień, z którego można przywołać ducha. Postanowili odszukać orków i na zawsze skończyć ich żywot. Wyruszyli więc w to samo miejsce, gdzie ostatnio znajdowali się orkowie. Tym razem byli przygotowani na atak ze strony orków. Niestety nikt nie atakował. Usiedli sobie na spokojnie i nie spodziewali się ataku. Po kilku minutach czekania Coroil powiedział:
- Wyruszajmy dalej! Tutaj nie ma śladu orków.
Zgodzili się iść dalej. Dalej ich również nie było. Szukali w lasach, na drzewach, za drzewami, w jaskiniach, ale nigdzie nie było. Musieli coś zjeść. Wyjęli z plecaków jedzenie i zaczęli jeść. Nagle usłyszeli i zobaczyli stado ptaków przelatujących nad drzewami. Zaczęli się zastanawiać, że może orkowie już idą. Przygotowali się, a orkowie zaraz później wybiegli z lasu. Szczerze mówiąc nie wiedzieli czy walczyć czy uciekać. Postanowili walczyć. Nie było nikogo na czele orków. Walka była łatwa. Konata strzelała do orków jak do kaczek. Po kilku minutach walki pomyśleli, że znowu ktoś może strzelać z armat w ich stronę. Coroil i Ignis postanowili iść sprawdzić, czy nie ma armat z lewej i prawej strony lasu. Były tam armaty, a Ignis i Coroil zabili orków, a później zniszczyli armaty. Z drugiej strony lasu zrobili tak samo. Nie było już raczej żadnego zagrożenia. Nagle z lasu wyskoczył magik Max.
- O mnie zapomnieliście? - zapytał Max.
- Nie! - wykrzyczał Destroy jednocześnie wbijając nóż Maxowi w brzuch.
Max nie był w pełni przygotowany, że będzie teraz zaatakowany, więc umarł od razu. Inni powybijali orków. Po udanej bitwie nastolatkowie byli trochę poobijani. Wrócili bardzo zmęczeni do miasta. Chcieli trochę odpocząć. W sumie nie chciało im się ponownie atakować orków.
- Dlaczego mamy cały czas atakować? W sumie to może zaczekajmy aż oni przyjdą do nas. - zaproponował Destroy.
- W sumie masz rację. - odpowiedział Coroil.
Nie wiedzieli co ze sobą zrobić. Nie wiedzieli w co mają się bawić.
- Może powspinamy się na drzewa - zaproponowała Konata.
- Tak! To świetny pomysł. - odparł Ignis.
Reszta również się zgodziła. Poszli do lasu, który był niedaleko miasta. Świetnie się bawili. W sumie już zapomnieli o tym, że nie ma z nimi Chelsea. Pod KeyLeyem nagle gałąź się zapada. KeyLey spadł, a reszta poszła mu pomóc. Nagle usłyszeli jakiś odgłos w krzakach. Odwrócili się, ale nic tam nie zobaczyli. Podeszli bliżej, a tu nagle od tyłu ich ktoś ogłusza i zabiera ze sobą.
Jeszcze dzisiaj ujrzycie kolejny epizod, ale o 18:30
|